Wiosenny Śnieg, Yukio Mishima

Jakie kobiety kochają pisarze? Michiko, dawną narzeczoną Yukio Mishimy cały świat zobaczył w kwietniu 2019 roku. Na wszystkich kanałach. Pierwszy raz Cesarz Japonii wraz z Cesarzową przechodził na emeryturę. Mishima nie żył wtedy od czterdziestu dziewięciu lat; jeśli jednak Mishima jakoś oglądał to ustąpienie z tronu, pierwsze od tysięcy lat, to i tak serce drżało mu nie na myśl o Michiko, ale na myśl o jej mężu. To jego kochał mocniej. Nie chodzi o fakt, że Mishima kochał męskie ciała. Ani o to, czy był, czy nie był biseksualistą. Mishima kochał tron. Kochał, chryzantemy i miecz. Palenie kadzidła w świątyni pośród sosen. Kochał Japonię w starym stylu i dla niej zabił się podczas zbrojnego zamachu stanu w 1970 roku, najbardziej nieudanego zamachu stanu w dziejach świata. A przecież to była tragedia. Naiwny tradycjonalizm rozciął brzuch pisarzowi miary Dostojewskiego, autorowi „Wiosennego śniegu”. 

Większej pochwały nie ma, niż takie zestawienie z Dostojewskim. Czy Mishima zasłużył? Były momenty, gdy czytałem „Wiosenny śnieg” i nie miałem wątpliwości. Teraz, czytając kolejny tom (są cztery książki „Płodne morze”, „Wiosenny śnieg” jest pierwszym), wątpliwości mam. Chyba Dostojewski budzi mocniejsze emocje.

Ale Nippon, jak Nippon, nie poddaje się bez walki. Wręcz przewagę ma Mishima i inni wielcy Japończycy, jak Soseko, nad Dostojewskim i wymienianymi wraz z nim Europejczykami, bo są zwięźli. Brak zbędnych słów w ich prozie. Kultura, w której każde słowo można namalować jak obraz. Podobny do Dostojewskiego jest Mishima w tym, że jego wielkie uczucia są na każdej stronie „Wiosennego śniegu”. Ożywiają nawet drugoplanowe postaci. Podobny jest też w tym, że na każdej stronie ma i namiętność, i ciemność. Podobny jest w końcu w przywiązaniu do religii na przekór epoce. Tylko, że u Mishimy to dwie religie, podczas, gdy u Dostojewskiego jednak jedna. No i wiadomo, „Zbrodnia i Kara” i cała reszta to moralitety. Chrześcijański grzech, przebaczenie, odległa obietnica zbawienia. „Wiosenny śnieg” zaś jest pogodny nawet, gdy zabija zakochane dzieci. 

Religie Mishimy obie zasadzają się na estetyce, nie moralności. Uczucia estetyczne są silne, ale moralne są silniejsze. Dostojewski pisałby łagodniej, gdyby czas stracony w kasynie spędził w cerkwi, podziwiając harmonię liturgii, paląc świece, a potem idąc na spacer, łapiąc płatki spadające z niebieskiego nieba. Podziękujmy więc ruletce. Z drugiej strony, to nie cała prawda, że estetyka Mishimy to tylko kadzidło i kwitnące wiśnie, i tracące liście klony. To by było za mało na takie serce. Potrzeba było, znów, jak u Dostojewskiego, miłości do ojczyzny, co w przypadku Mishimy oznaczało też miłość do miecza. 

Gdy opowiadałem „Wiosenny śnieg” znajomym, kilka osób tak podsumowało fabułę: harlekin. Tylko, że w tym romansidle są na niestandardowe sceny. Ojciec bije syna, który popełnił zbrodnię, która może zniszczyć całą rodzinę. Odgłosy bójki sprowadzają jego żonę i matkę; żona załamuje ręce i biada. Ale stara kobieta mówi do wnuka tak: nigdy się nie spodziewałam, że będziesz miał w sobie wystarczająco wiele mężczyzny, by zrobić coś takiego! I wspomina czasy swej młodości, gdy ludzie żyli w cieniu śmierci i żyli ostro. Kobiety myły szaty w rzece i patrzyły, jak prąd niesie ciała żołnierzy. Skąd była ta wojna domowa? To jedna z religii Mishimy. Japonia. Ludzie nie chcieli, by cokolwiek ją zaburzyło, chcieli, by wszystko było jak dotąd. Chcieli zachowania tradycji. Nawet film o tym powstał, bo to malownicze. Samurajowie w zbrojach i z łukami szarżujący na karabiny maszynowe. 

Druga religia Mishimy to buddyzm. Wszystkie cztery książki serii zorganizowane są wedle buddyjskich dogmatów. Zarazem nie ma w nich nic na ich obronę. W „Wiosennym śniegu” są całe strony poświęcone obaleniu reinkarnacji. Postaci dyskutują, nie są naiwne. Na tym tle, intelektualnego obalenia buddyzmu, Mishima umieszcza buddyjskie cuda. To dobry wybór. Mishima rozumie, że religia to sprawa serca, to dzikie zwierzę z lasu i nie musi, wręcz nie powinna, z obawy ośmieszenia, tłumaczyć się z czegokolwiek. Może przez tą mądrość religia w Japonii przetrwa dłużej, niż w Polsce? Może też dlatego, tak czuję, że jest mniej inwazyjna. Samo to, że dwie na raz zlewają się w jedno: buddyzm i shintoizm, czyli w zasadzie buddyzm i japoński folklor. Wpływ, jaki zachowują, głównie związany z pięknymi rytuałami, jest przeogromny. Bez walki oddało im się waleczne serce Mishimy. 

„Wiosenny śnieg” nie został przetłumaczony na polski. „Złota pagoda” na szczęście została, a jest nawet lepsza. W niej mroczne tony są mocne, jak u wspomnianego autora „Braci Karamazow”. W „Złotej Pagodzie” Mishima zawarł proroctwo swego losu. Prześledził drogę do samozniszczenia przez zakochanie w pięknie. Piękno zbawi świat, mówi Dostojewski, a Mishima uśmiecha się i odpowiada: chodź, Fiodorze, usiądźmy nad wodą, w cieniu drzew i popatrzmy na złotą pagodę. Albo, gdyby wiatry wiosenne zagnały ich nad Lublin, chodź, pójdźmy w śnieżycę i słuchajmy klangoru żurawi.