Wystawa Arkadia w Muzeum Narodowym w Warszawie

Written by:

Największą wadą wystawy Arkadia w Muzeum Narodowym jest rzeźba satyra stojąca przed jej wejściem.

Satyr patrzy na ziemię, pod prawym kopytem ma instrument, lewym kopytem tańczy, w dłoniach ma dwie części grzechotki, robiące bum ilekroć z rozpędu się spotkają, a ułożenie ramion sugeruje, że satyr kalkuluje zarówno głośność bum, jak i jego moment, by odpowiadał rytmowi nóg, jak i w końcu by to wszystko wyglądało, by kto go kątem oka śledzi z innych tancerzy, wiedział od niego, jak ma tańczyć. Ale satyr nie kalkuluje tego mózgiem, ale właśnie rękami i nogami, i tułowiem, dlatego ma na twarzy uśmiech, bo mózg ma ukołysany przez ciało.

Inną radosną częścią satyra jest jego tańczący ogon.

Wystawa Arkadia ma ostrzeżenie przed treściami nieodpowiednimi dla dzieci, ale satyra słusznie ustawiono przed wejściem, gdyż zadał on sobie trud, by być jeszcze skromniejszym, niż Pan Bóg to przewidział, który dał mu futro z przodu i z tyłu na pupie, a przecież to tego obłożył sobie jeszcze satyr penisa tatarakiem lub selerem i jak sądzę mózg jego już wtedy odpoczywał, bo przecenił potrzebne ilości tataraku lub selera i resztę musiał wpleść we włosy, co musiało jakoś tam irytować Greka, który go rzeźbił, włosy same to jak rzeźbienie morza, seler w morzu zaś to brzmi jak coś ze sztuki późniejszej o 2000 lat, jak zamalowane na zielono płótno lubelskiej grupy zamek, do którego przymocowano w 1959 drutem pojemnik na chleb i nadano taki tytuł „seler w morzu”, z tym, że Grek musiał zrobić ten niezmieszczony wokół penisa seler we włosach i to zrobić go w marmurze i jako, że satyra robiącego bum grzechotką i tańczącego z uśmiechem płynnego mózgu widział, jak ja go widziałem, nie miał wyjścia, miał tylko marmur i dłuto. No i muzykę.

Rzymianin, który zrobil kopię miał już łatwiej, jego satyr się nie ruszał, choć zachował duże podobieństwo do ruchu. Kuratorzy wystawy Arkadia sugerują mnogość tych satyrów za pomocą luster. Lustra w ekspozycji przed wystawą Arkadia w Muzeum Narodowym pokazują, że istnieje satyr żywy identyczny z greckim, satyr rzymski mający się do greckiego jak grecki do żywego, satyr Muzeum Narodowego mający się jakoś do wspomnianych, satyr mój, będący w intensywnym transkosmicznym kontakcie z wszystkimi satyrami, poza satyrem z telefonu Chinki, co robiła sobie selfie, bo po to też chodzę do muzeum na taką wystawę, by wyznaczyć dwa odrębne zbiory: w jednym ja i satyry, w drugim ludzie i telefony.

Oczywiście to tylko moje złudzenia i satyry mają mnie pod radosnymi ogonkami.

Jestem, jak cała nasza cywilizacja, cała ludzkość, niewarta satyrzego chuja ni tataraku na nim, ni selera przy uchu, ni gwizdałki przy nodze, która, razem z opaską torby, układa się swoją drogą w jakiś dziwny znak, może znak klubu miłośników świnki morskiej w Aleksandrii, do jakiej mógł należeć rzeźbiący satyra Grek.

Ale też ta torba i piszczałka satyra, i ich ułożenie zdradza, że i on nie jest wolny od ludzkości. Nicość między Chinką a telefonem i jego tyka. Jak to jest bowiem, że tańcząc, nie oddala się od pniaka, na którym ma torbę i piszczałkę? A więc mózg jego o tyle o ile płynie, ale ma jednak tę kotwicę w postaci torby, która wymaga pilnowania. Kto mógłby mu ją zabrać? Taniec odbywa się dwa wieki przed Chrystusem. Pan Bóg nie stworzy prałatów jeszcze przez ponad dwa wieki! Tymczasem oddany ekstazie muzyki i tańca satyr czuwa.

Oczywiście, że kradziono i wcześniej.

Grek ukradł spokój bryle. Pan Bóg nicości. Chinka pamięci w telefonie. Satyr serce pasterce, i tak dalej. Ale nie było to na taką skalę. Oczywiście, że trochę się zdradziłem tym prałatem, zdradziłem, co przez dziesięć lat robiłem, zdradziłem, o czym pamiętam bardzo dobrze, z datami i nazwiskami, jak w wierszu Miłosza, ale nikt mi jednak nie powie, że to nie na temat, bo czym się ten wściekle pilnujący sakwy satyr zajmuje na codzień, gdy odkłada grzechotki, gdy z troską, powoli, wyjmuje seler, wyciąga z włosów tatarak?

Co może robić w Arkadii?

Z takim ogonkiem, z wyczuciem muzyki, z troską o sakiewkę. Ano, jest pasterzem, pasterzem! Stąd dopiero na koniec mojego spotkania z satyrem wybuchnąłem śmiechem, który wypłoszył pilną Chinkę: rozpoznałem w satyrze funfla, mojego z dawnej pracy kolegę i prałatów. Dlatego piszę, że był wadą ten satyr na początku Arkadii.

Trudno mi myśleć zawsze, a co dopiero po takim spotkaniu.

+++

Największą zaletą wystawy Arkadia w Muzeum Narodowym w Warszawie są dwie świnki, pasące się na jednym z pierwszych obrazów. Ich rozmieszczenie w arkadyjskiej panoramie raju świadczy o intencji malarza, który pokazał świnki jako bożą odpowiedź na grzech ludzi.

+++

Najlepszy talerz na wystawie Arkadia jest talerzem Picassa przedstawiającym ks. prałata Satyra w dniu obłóczyn prałackich.

+++

Organizatorzy wystawy Arkadia w Muzeum Narodowym zadali sobie dużo trudu, układając obrazy, rzeźby i książki w sposób, który utrudnia ich oglądanie. Nie zawsze im się to udało, ale trzeba wziąć pod uwagę ograniczoną przestrzeń, którą dysponowali.

+++

Po wzlocie na samym początku w osobie satyra i po wzlocie świnek był lot na arrasach wypożyczonych z Wawelu, potem nurkowanie przez kilka sal, przez wiek kudłatych drzew i małych ludzików pod nimi, przez wiek królowych przebranych za pasterki, i tak dalej. Wzlot był znów w XIX wieku i potem, gdy obrazy miały ciekawe kolory, albo nieciekawe kolory, ale zabawną treść, jak u Malczewskiego.

Na koniec zaś była, bez napisu uwaga stopień, sztuka zupełnie współczesna.

Cieszy, że ludzkość oszczędza swe siły.

Wysiłek, który wczoraj był potrzebny do wplecenia selera, namalowania jednego włosa na śwince, albo przywiązania pojemnika na chleb do zielonego płótna, dziś rodzi czterdzieści fotografii, dziesięć płócien i dowolnie wiele kilkuminutowych filmów.

Leave a Reply