Ron, recenzja

5, 6, 7, 8, 9 padło w RPA w loterii i jeszcze 10 jako dodatkowa liczba, po czym ruszyło śledztwo, ktoś śmiał się z prawdopodobieństwa, a ktoś się powiesił (ten co zawsze zaczynał od 4). Wysoka wygrana została rozbita na 20 osób, które tak rozstawiły. Ze światowych reperkusji – wynikiem z RPA żył przez dzień jeden cały Wietnam, kraj Rona i ludzi z maszynami losującymi w głowach. Tran Thanh Huy, reżyser Rona, zastanawiał się, czy ktoś zrobi o tym w RPA film.

Ron to hit z Wietnamu, do zobaczenia na festiwalu Pięć Smaków on-line, w tym roku pod plakatem fioletowego szczura. Festiwale w przeglądarce nie smakują co prawda jak kino, dla trudnych filmów przeglądarka jest górką, a pauza kamieniem potknięcia. Rom to film o chłopaku, który zbiera z baraków kasę od ludzi, by kupić dla nich losy na loterię. Rom jest na pograniczu kina trudnego, jak ten film o lamach i kina rozrywkowego. W Wietnamie trochę męczyła go cenzura, a gdy przestała, ludzie poszli na film i ten nieźle zarobił. Dobrze, że Pięć Smaków sprowadziło Roma do Polski, choćby w przeglądarce. Rozstrzyga on bowiem rolę słowa „Sajgon” w polszczyźnie – może być dotychczasowa. Bałagan, chaos, ale i życie, życie gryzące i walczące to miasto, gdzie ludzie grają na loterii, Sajgon, prawie, że główny bohater, prawie, bo głównym jest chłopiec, tytułowy Rom.

Cenzura walczyła z Romem, gdyż w państwie komunistycznym nie powinno być sierot, które zarabiają na życie półlegalną loterią, które policjant z czerwoną gwiazdą bije podczas nalotu, które czekają pod ścianą na rodziców, co opuściły je z biedy. Taki jest Rom, chłopak o zębach jak stokrotka. Spomiędzy komunizmu wychodzi w Sajgonie kapitalizm i jest dziki i jest mafia. Całość wygląda, jakby w tropiki przeniósł się Radom z lat dziewięćdziesiątych. Trochę się rozpada, trochę jest handel i pokropi czasem nadzieja. Film ten uczy też, że straszniejsze niż polskie są wietnamskie cmentarze, że żyją tam wielkie, świecące oczami wiewiórki, głośne jak stary misjonarz, że walczą tam młotkami, że formacja ludu nie wychodzi buddyjskim mnichom, bo ludzie cały czas coś robią, nie ma chwili medytacji, że wierzą w duchy, boginie, liczby i trafy, że ufają w loterię, bo, jak to zauważył papież, człowiek nie może żyć bez nadziei. 

Loterie w Wietnamie to religia, ale traktowana poważnie. Opium ludu. U nas najbliżej tych emocji są pewnie panowie od Keno, losowanie co kilkanaście minut, albo od zdrapek, ale ich wszystkich z punktów jednak przegnała pandemia. W Romie widać zaś ludzi, którym pandemia nie mogła za wiele zrobić, bo już im życie wszystko za nią zrobiło. To ludzie wyganiani przez najętą przez deweloperów mafię ze swoich domów, loteria, przy całym swoim absurdzie i ślepocie, jest dla nich i tak lepsza od bierności, daje cień nadziei. W tym cieniu Ron sierota szuka schronienia. Przez dwie godziny filmu, co do którego trudno orzec, czy jest trudny, czy rozrywkowy, Ron biega. Bywa też bity, oszukiwany, wrabiany. Popełnia błędy matematyczne. Tempo filmu jest niby za rozrywką, ale też trochę przeciw niej. Podobnie jest w Bestiami na krawędzi, koreańskim filmem tego samego festiwalu, pierwszym koreańskim filmem, którym nie byłem zachwycony. Podobnie w Rom trzeba się zaangażować, sam nie porwie. Rom biega jednak i o ile on wierzy w swój cel, o tyle dla widza zbyt jasne jest, że za dużo on sobie nie wybiega. Nieszczęścia, które spadają na chłopca są zresztą tak liczne, że reżyser nie kończy niektórych wątków. 

Sajgon w Ronie żyje i jest piękny w całej swojej biedzie. Aż się to straszne zwierzę, turysta, budzi w człowieku. Przejść się tam, pooddychać. Miastem co trzyma się kupy sklecone snami o liczbach, o szczęściu, o pieniądzu. Skończyłem Rona późno, na szczęście, bo byłbym poszedł do Żabki po wietnamską zupkę, jaką Rona karmiła kobieta, której w świecie ludzi między komunizmem, a kapitalizmem przyszło odgrywać rolę namiastki dobra. Ponoć reżyser pisał scenariusz tylko w wyjątkowo hałaśliwych miejscach Sajgonu, aż się tym zmęczył, a wtedy zrozumiał, że i tak nie może żyć bez tego zgiełku, bez życia i bez biegu. Nie będzie odpoczynku. Życie będzie, loteria. Z ciekawostek, w roli sieroty obsadził swego młodszego brata i uwaga, bo tu pewnie film wchodzi w życie zbyt głęboko, latami przygotowywał go do tej roli.