American Pickle, czyli Amerykanin w marynacie

Written by:

Amerykanin w marynacie to nie jest najgorszy tytuł, zważywszy, że w miejscu „”Amerykanina” mógłby stać „Żyd”. „American Pickle”, śliczne jak ogóreczek, zasłużyło jednak na lepsze tłumaczenie. Już „w zalewie” przynajmniej jest dwuznaczne. Krytykować tego tytułu nie mam jednak moralnego prawa. Że to recenzja, sugeruje tytuł mojego wpisu, a ja „Amerykanina w marynacie” nie oglądałem. Swoje jednak napiszę, by zemścić się na nowojorskim Żydzie Simonie Richu który usiłował mnie udusić, gdy czytałem jego „Sell Out”, doskonałe literackie tworzywo na wspomniany film.

Gdybym był bogaty, jabadabadibi, w metrze „American Pickle” bym… jabadadi

Gdybym żył w Nowym Jorku siedem lat temu, kupiłbym sobie na 27 urodziny New Yorkera, młody jeszcze człowiek, zeszedłbym z nim do metra, i wagon napełnił bym śmiechem jak Pan Bóg Morze Czerwone rydwanami. Nikt by mi przy tym mikrocząsteczek śliny z zarazkami nie liczył, w 2013. Tarzałbym się, a ludzie by się gapili, ale dopiero pewna piękna nieznajoma zapytałaby, z czego się tak śmiejesz, Ojcze? Na co ja, z marynowanego Żyda! Nie byłby to łatwy początek znajomości. Zamiast pisać swoje, opowiem lepiej o dziele Richa. Opowiadanie to jest jak ogórki w zalewie mojej babci. Ma w sobie smaczek – zdarza się w nim cud, co odstrasza ludzi stąpających po ziemi twardo aż po tupanie. Mi pomysł na hibernację Herszela w kadzi z ogórkami wydaje się bardziej prawdopodobny (i przyjemniejszy) od tych lodówek, w których mrożą Walta Disneya i innych bogatych. Dużo czosnku, ziela i jeszcze chrzanu fajnego nakopać, a twardy chłop wytrzyma sto lat jak nic. A potem wybudzić go i niech się dziwi!

Gdyby „Amerykanin w marynacie” był bogaty, to by więcej pracował

„Gdybym był bogaty”, śpiewa Tewi Mleczarz, a potem rusza za skrzypkiem do Ameryki. Hershel niewiele śpiewa, niecwany jest też w słowach, a do Ameryki rusza z powodu brzydkiego użytku, jaki zrobili kozacy z szambowozu jego ojca. Herszel pochodzi ze Słupska, fikcyjnej krainy, gdzie nie bili go Polacy, co zaznaczam, by nikt nie bał się iść na ten film. Herszel sprzedaje na środku Atlantyku portki za puszkę śledzia i przeżywa, a potem bierze się do pracy, bo chce być bogaty. Chce dożyć dnia, gdy raz w tygodniu kupią sobie z żoną dwie puszki, aż śledzie im uszami wyjdą. Bogactwo splata się w duszy tego Żyda z rodziną. Dlatego, gdy naukowcy odnajdują go w zamkniętej od stulecia beczce i wybudzają, Herszel ledwie rozgląda się po fabryce, w jakiej harował i od razu pyta o ludzi o swoim nazwisku. Żona była w ciąży! Jakoś przeżyli, aż do Bob,a prawnuka Herszela, identycznego jak on, w 27 wiośnie życia. Herszela co prawda przeraża, że Claire, gojka, z którą Bob depcze Prawo i Przymierze jest chuda (cholera ją zabierze jak nic!), a on sam pracuje dwadzieścia minut dziennie nad nie wiadomo czym, ale mimo tego przejmuje się swym potomkiem. Człowiek jest jak paw, gdy pokazać mu lustro, będzie zahipnotyzowany. W końcu zaś zaatakuje. Cała antropologia Girarda na tym stoi, że leje się krew tam, gdzie ludzie są tacy sami i że nie ma takiej kosy jak ta między Kainem a Ablem, bo podobni byli do siebie jak dwaj losowo wybrani kulowscy wykładowcy. Kusi, by tu zejść też na polską wewnętrzną wrogość, ale powstrzymam się, bo to mniej zabawne niż historia, którą opowiada Rich. 

Dwie tablice Mojżeszowe, trzy przeglądarkowe karty

Dlaczego film nie będzie tak pyszny, jak opowiadanie wyjaśnia dialog Herszela z Bobem. Jest piątek wieczór, czas witać szabat, a Bob robi to, co zwykle – nic, pod pite drinki. Ma trzy karty otwarte na laptopie, jedną z pornografią, drugą z wynikiem wpisania własnego nazwiska w Google i trzecią z czymś podobnym. Herszel prosi do modlitwy, ale Bob jest niewierzący. Pradziad pyta, co więc nadaje sens Twojemu życiu? Bob mówi, że jego sztuka. Poprawia scenariusze seriali. Herszel bierze taki scenariusz i czyta. Dzieło opowiada o małpie, która została prezydentem Stanów Zjednoczonych. „To bez sensu!” Woła stary Żyd, a nowy odpowiada, że wie o tym, a co najgorsze, producenci nalegają, by ta małpa wygrała nie wybory, a konkurs break dance i tańczyła w każdym odcinku w Gabinecie Owalnym. Co to ma do filmu „Amerykanin w Marynacie?” Ano to, że pomysł i scenariusz Richa musiał przypaść do gustu producentom, złaknionym bogactwa. Namyślali się i naradzali z reżyserem i resztą ekipy, jak to zrobić, by film ten obejrzało na świecie możliwie wielu Herszeli i Bobów i by obu gatunkom się podobało, a w dodatku, by nie obraziło nikogo: ani Żydów (bogaty Żyd Rich napisał tekst pełen kpin z własnej nacji), ani liberałów, ani Czarnych, ani lewicy, ani prawicy, ani LGBT, ani nawet Polaków.

Prawa śmiechu i prawa ekranu

A przecież śmiać się można pełnym głosem tylko czyimś kosztem, tylko koszt ten powinen być tak dobrany do wagi żartu, by nawet nierozrzutny Herszel chciał zapłacić. Będzie więc, jak przypuszczam, „Amerykanin w Marynacie” takim sobie tłumaczeniem opowiadania na film. Pogodzić śmiechem siedzących w kinie ludzi z różnych światów nie jest łatwo, zwłaszcza, gdy próbuje się ich pogodzić i w dodatku jeszcze rozśmieszyć. Ze skomplikowanych rzeczy, pamiętajmy, tylko komputery działają. A i to słyszałem wersję, że tylko dlatego, że pewien pustelnik z Egiptu od ponad pół wieku w ich intencji się modli. Szkoda, że nie dopytałem, co ma na kartach!

Na bezrybiu i „Amerykanin w marynacie” będzie komedią

Mimo wszystko, „Amerykanin w marynacie” może się okazać taką puszką śledzia na środku Atlantyku, którą człowiek wylizuje język sobie kalecząc, gdyż znośnych komedii od lat brak. Tym bardziej, że na podobną w Polsce nie ma szans. Do śmiechu trzeba bowiem napięcia. A u nas, powiem trochę na wyrost, takiego napięcia brak. Gdyby sto lat temu, nie daj Boże, zdarzył się wypadek i do zalewy wpadł, przypuśćmy, jakiś biskup, to gdyby poszedł do kurii to jedyne, co by go wydało, to koperek na skroniach. Budowa ciała, ubranie i umysłowość polskiego kleru się nie zmieniła. Owszem, krzywiłby się na to, że nie wszyscy klękają przy całowaniu pierścienia, ale osłodziłby mu to ZUS informacją o czekającej nań biskupiej emeryturze. Coś niecoś poza srogimi prześladowaniami daje świadkom współczesny zepsuty świat. Nieco inaczej byłoby natomiast z wikarym z zalewy. Jemu trzeba by powoli dawkować fakty, bo mógłby oszaleć ze szczęścia, wiedząc, że mamy teraz w tygodniu dzień wolny. Pamiętam jednego kanonika, co go ten dzień nasz, od nie tak dawna obowiązujący, fizycznie uwierał, bo on jak rządził swoimi pionkami to cały tydzień harowały. Intrygowało mnie zawsze, czy słyszał o idei szabatu, wziętej z popularnego zbioru bliskowschodnich Pism religijnych. Tym sposobem wracam do Żydów! Od nich zaś tylko dwa kroki do lewicy. 

Gdzie wasze arsenały, towarzysze?

Działacz lewicy sprzed stu lat mógłby dać Polsce dobre kino. A byłby to film akcji, przy czym ja obstaję nie przy „Kiszonym czerwonym”, ale raczej przy „Polish Pickle”, bo raz, że zachodnie rynki byśmy wreszcie zdobyli, a po drugie, „pickle”, słowo oznaczające to, co się zakręca w słoiku, oznacza po angielsku także zagwozdkę, kłopot. Nawet, gdyby lewicowiec nie był Boyem-Żeleńskim, którego jadowite prozy z roku na rok zyskują na mocy, i tak sypnęłoby dowcipem. PPS-owiec wyskakuje z beczki, rozgląda się, leci na zebranie Razem i zastanawia się, kiedy wreszcie będzie o broni. Jeśli dobrze zakonserwowany, jeśli chrzan był dziki, a czosnek miał ostre ząbki, taki polski lewicowiec pokazałby w 2020 roku wolność naszą i waszą. Plac w Moskwie nabrałby innego odcienia czerwieni, na placu w Pekinie nie byłoby już niebiańskiego spokoju, nie mówiąc o dzielnej Białorusi. Bojowiec starego typu, gdyby się rozpędził, to nawet w Nowym Jorku obaliłby tyranię pieniądza. Ach, płakaliby obrotni Żydzi, to najpiękniejsze zjawisko literatury: tej pisanej przez ludzi, a może i tej, w której Bóg opowiada nasze wesołe przygody. 

 

*Ogórki wziąłem stąd od Mariuszjbie.

Jedna odpowiedź do „American Pickle, czyli Amerykanin w marynacie”

  1. Awatar P.
    P.

    Całkiem niezłe te opowiadania z New Yorkera, ale nie umywa się to choćby do sceny modlitw w plenerze w netfliksowym ‚Shtisel’ :> Ogólnie bardzo warto ten serial, tak pozostając w klimacie. Nie jest pełnoprawną komedią, ale ma to coś.

    Polubienie

Leave a Reply