Dlaczego neon „Chominowa” Adama Rzepeckiego to marny pomysł?

Written by:

Idź Grodzką w dół, skręć lewo w najwęższej bramie i odwróć się, a tam świecą rurki pełne żółtej prowokacji, bez domieszki sztuki. Świeci neon „Chominowa”. Wyliczę: kocham neony. Cenię prowokacje artystyczne. Chcę pełnej prawdy o stosunku Polaków do Żydów w czasie hitlerowskiej okupacji. Marzę o Lublinie całym w neonach, ze sztuką w krajobrazie. Chcę pamięci o tych, którym się pamięć należy, jak Zuzannie Ginczance. Dlatego nisko oceniam instalację artystyczną Rzepeckiego. Polega na tym, że na Starym Mieście nazwisko dozorczyni, która na bezcenną Zuzię doniosła we Lwowie Gestapo, na żółto świeci nad bramą.

Neon „Chominowa” a śmierć poetki

Zuzanna Ginczanka to polska poetka pochodzenia żydowskiego. Znała się i lubiła z wieloma, co w Polsce przed wojną pisali. Jej twórczość była na łamach gazet i w radio. Natomiast wojny, jak niemal cały żydowski naród, Zuzanna nie przeżyła. Została zamordowana przez katów ze swastykami. Do końca Jej życia i poezji doprowadzili sąsiedzi. Ludzie, których określenie „życzliwymi’ przekracza granice znośnej ironii. Sama Ginczanka uwieczniła ich w wierszu „Non omnis moriar”, utworze porażającym. Klasyka łączy się w nim z psalmem złorzeczącym i z goryczą współczesnej kobiety, która pojmuje, jak niepojęty absurd ją zabija. W wierszu tym pojawia się nazwisko Chominowa, które Rzepecki wziął na neon, moim zdaniem bez sensu.

Obrzydzenie, które chętnie bym wybaczył

Upamiętnienie Ginczanki to szlachetna sprawa. Po to są takie projekty, jak Otwarte Miasto, które neon „Chominowa” sfinansowało. Tylko, że to słabe upamiętnienie. Najpierw i całkiem po prostu – źle się kojarzy. Naturalną reakcją na to, że na Starym Mieście w Lublinie świeci nazwisko szmalcowniczki jest obrzydzenie. Po co ją upamiętniać? Oczywiście, to tylko odruch. Jasne, że są powody, by nam stawiać przed oczy tę babę. Powinno więc być tak, że po  odruchu obrzydzenia dzieło okaże swój sens. Prowokację ocala to, że dzieło czegoś uczy, coś uświadamia, a w dodatku – mówimy przecież o sztuce! – jest piękne. Wówczas twórca zasługuje na ukłon. Jak dobrze by było, żeby i morał, i harmonia jakaś, czy choćby dysharmonia, z neonu „Chominowa” emanowała. Emanuje tymczasem sama prowokacja. W ten sposób obrzydzenie, które uszłoby lepszej sztuce i uskrzydliło sztukę naprawdę dobrą, tu pozostaje jedynie obrzydzeniem. Weżmy Salvadora Dali. Igrał on z wrażliwością ludzi, co irytowało choćby Orwella. Nawet krytyk takiego jak Orwell kalibru przyznawał jednak, że malarza tego broni technika i fantazja. Neonu „Chominowa” nie ma co bronić.

Ginczanka też piętnuje szmalcowników, ale mieszając ich z pięknem

W wierszu, w którym Ginczanka przedstawia swoją krzywdzicielkę, jest bogactwo obrazów, metafor, słów, jest poruszająca dysharmonia, gdy się sfory rwą na koniec. Słychać między nimi, że na ławie oskarżonych poetka sadza obok Chominowej całą kulturę Europy. Słusznie, jej święte prawo. Z własnej tragedii czyni Zuzanna sztukę, gdyż może. Ma wyobraźnię i warsztat. Gdyby tego zabrakło, i tak miałaby skądinąd prawo do protestu. Można by najwyżej przemilczeć, gdyby ktoś z jakiegoś powodu uparł się przy podkreśleniu, że taki protest to wysoka poezja. Na pewno nie czyniłaby tego sama Ginczanka, która nie szukała łatwego rozgłosu, tylko tworzyła wiersze, z wysiłkiem i w bólach, spotęgowanych polowaniem z nagonką wojennej Zagłady. Tymczasem po neonie „Chominowa” nie znać wysiłku. Czysty jest od potu autora. Cała praca polegała na tym, by pojąć, że będzie z tego jaki taki rozgłos i może pół skandalu. Popatrz, przechodniu, jak może się coś pięknie świecić, a tymczasem to nazwisko morderczyni! Taki to morał.  

Skąd się wzięły neony?

W Biblii błyszczy Księga Daniela, moja ulubiona, jak nie raz pisałem, i tam pojawia się neon. Mene, Tekel, Fares przywołuję z pamięci brzmienie napisu, który zaświecił nagle na ścianie pałacu podczas uczty Baltazara. To Pan Bóg prowokował swą współczesną sztuką. Sztuka współczesna już tysiące lat temu była niezrozumiała. Trzeba było przywołać Daniela, by ją wyłożył, choć pewnie sam Baltazar też dałby radę, gdyby nie był pijany. Siłą tamtej prowokacji były czas i miejsce. Na chwilę przed krwawym przewrotem i utratą władzy przez tyrana. Była w tym ironia – słowa krytyki dostały się na rozpustną ucztę. Żeby tylko neon Rzeckiego takie rzeczy potrafił! Tymczasem nie zawiera przesłania poza nazwiskiem, a przecież ktoś może w Lublinie takie nosić. Siłą neonu z Księgi Daniela była konieczność odczytania – wezwanie do myślenia. To się zaś Rzepeckiemu nie udało, pomysł jego wygląda na leniwy. A przecież PRL krwawą dozorczynię sądził. Może istnieją w archiwach jej zeznania? Dwie płonące tablice, na jednej wersy z poetki, na drugiej zeznania szmalcowniczki. Takie coś na pewno na dłużej by mnie zatrzymało w tej bramie, bezsensownie teraz oświetlonej przez neon „Chominowa”.

Czerń i złoto, i pomysł

Miałby wagę taki neon w mieście kultywującym pamięć o tych, którzy wydawali Żydów. Tak jednak nie jest. Niezależnie od poglądów, Chominowa to postać obrzydliwa. Niektórzy powiedzą, że pochodzi z marginesu, o którym mówić nie warto, ale nikt jej nie będzie bronił, a już na pewno – gloryfikował. Dwie rzeczy sobotuje ten neon, dostarczając argumentów ludziom zagubionym – sztukę współczesną, którą kocham i pamięć o Żydach, którą kultywuję. Nie zawsze przychodziło mi to łatwo, o czym może warto napisać. Gdy byłem młodszy, żywiłem sceptycyzm wobec takich instalacji. Hasło „nowoczesna sztuka„ kojarzyło mi się źle. Zmieniło to jedno popołudnie w Chorwacji. Gdy spacerowałem po Dubrowniku, zauważyłem wielkie, czarne tkaniny ze złotymi żyłkami. Nie musiały być podpisane. Był jasny dzień i dotykając grubej tkaniny przypomniałem sobie o walkach po rozpadzie Jugosławii. Tak wyglądał dym nad rozgrzanym od słońca miastem. Piszę o tym dlatego, że nie prostota jest w neonie Rzepeckiego problemem, ale brak pomysłu. Słowem, głupota.

Tu zaczyna się spowiedź

Nie tylko ze sztuką współczesną, ale i z pamięcią o Żydach miałem kiedyś problem. W seminarium, do którego poszedłem miesiąc po lekturze „Sztukmistrza z Lublina”, mając na playliście w starej Nokii pięćset klezmerskich empetrójek, nagle nabrałem do judaizmu dystansu. Dlaczego? Spotkałem tam „artystów” podobnych do Rzepeckiego, z tym, że zamiast wygiętych rurek zbrojni byli w słowa. Inaczej, niż Ginczanka, a tak właśnie, jak Rzepecki, słowa te były mocne raczej niż piękne. Prowokujące, a nie myślące. Ich teza była tak jasna, jak przesadzona. Polacy to antysemici i wobec tego trzeba nas, młodych kleryków, odtruć. Więc odtruwali. W XXI wieku, jak się okazało, można uczyć humanizmu przy pomocy młotka. Potem życie udowodniło mi, że problem Polaków z pamięcią o Żydach i jak antysemityzm istnieją. A jednak nie każda walka z nimi jest dobra! Przykładem tablica z objaśnieniem neonu. Nie wierzę, że błąd z rokiem śmierci Zuzanny był tam celowy, ale na pewno jest znamienny. Są bowiem ludzie, którzy ucieszyliby się, gdyby zginęła ona przez antysemityzm w 1955 roku, jak głosił błąd. Dopiero byłaby okazja do prowokacji i do oburzenia. Ja na takie zabawy jestem już jednak zaszczepiony.

Neon „Chominowa” ostrzega, że sztuka jest trudna

Sporo napisałem o tym żółtym neonie, chyba dlatego, że świeci w moich rewirach. Oburzony nim nie jestem, raczej rozczarowany. Nie mam też ochoty na polemikę z autorem, który już swoje intencje w prasie zaczął rozjaśniać. Będzie miał co robić w tej materii, bo oburzył ludzi kultywujących pamięć o wielkiej Zuzannie. Na miejscu tego twórcy nic bym jednak nie odpowiadał ani urażonym, ani takim jak ja krytykom, którym chce się wyciągać także inne armaty. Nie tędy droga. Krytykom zadaje się kłam takim dziełem, którego nie będą mieli jak ugryźć. Czekam więc na taki neon Rzepeckiego, w którym nie tylko gaz będzie szlachetny. 

Leave a Reply