Gruba, chuda i strachliwa.Pierwsza wylądowała chuda i miałem szczęście, że akurat postanowiłem wpuścić trochę tlenu do mojego apartamentu, przytulonego do Świętego Ducha.
Była czujna jak młody ksiądz na katechezie w zawodówce, gdy skakała po dachu budki koło urzędu.
Co tam może być na do jedzenia? Nie wiszą nad tym gałęzie, w ogóle nic tam nie ma, z wyjątkiem okien, przez które urzędnicy wypuszczają tęskne spojrzenia.
Sroka jednak coś znalazła i wyglądało, że smakowitego. Czyżby miało miejsce nielegalne dokarmianie srok?
Więcej umysłów rozważało tę możliwość.
Gdy chuda dziobała coś zawzięcie pod puszką z wiatrakiem klimatyzacji, na dach spadły dwie inne. Jedna błyszcząca i gruba jak nowy SUV biznesmena, druga mniejsza i agresywna, ale widać, że w głębi duszy strachliwa. Przepędziły pierwszego ptaka, który wydał mi się chudy i wzięły się za dziobanie. Patrzę na to, a sumienie w milczeniu wręcza mi otwartą kopertę, w środku na kartce krótkie rozważanie o traceniu czasu.
One nie tracą, walczą o obiad.
Może gołębia, który właśnie pod oknem urzędu przeszedł wielką rzekę?
Może mumię gawrona?
Może jednak jakaś spracowana dłoń z urzędu rzuciła im coś, lekceważąc przepisy sanepidu?
Ja sam miałem pokusę, gdy przyszedłem do Ducha, aby dokarmiać, ilekroć mignęły mi za oknem te bystre złodziejki.
Czułem, że bardzo byśmy się polubili.
I nie to, że by brudziły i że by śmierdziało.
Za dużo we mnie anarchisty na takie obawy.
Ale nie miałem pojęcia, czym dokarmia się sroki. Czy to zgodne z harmonią Wszechświata? Co by powiedział trybunał ekologów?
Gdyby te trzy wiedziały, że nie otworzyłem im darmowego baru, gdyż zastanawiałem się, czym się je karmi i czy to w zgodzie z przyrodą, to by najpierw zemdlały, potem w ramach zemsty przez rok zwracałyby szczególną uwagę na moje małe auto.
Bo co za głupek, który nie wie, co jedzą sroki i czy można im dać.
Można, można, Lubelska sroka zje wszystko.
W tej chwili przedarło się słońce, a nad parkingiem przy Świętoduskiej gołąb zniżył swój lot przez chwilę zawisł prawie nieruchomo na tle chmur nasączonych wiosennym blaskiem, po czym wypuścił coś na zaparkowany poniżej, wielki, biały samochód.
Być może ptaki też nas podglądają i choć po części wiedzą, co z nas za gatunek, i stąd ta fatyga i celność.
Po pól minucie dziobania Gruba i Strachliwa poczuły mój wzrok na sobie i przeskoczyły na wyższy dach. Sięgnąłem po lornetkę.
Co jadły?
Połowę starej szczotki. Jeśli jakiś pajączek chciał na tej tratwie przekroczyć wielki chłód, podróż urwała mu się chwilę przed dobiciem do ciepłych, kwietniowych wybrzeży.