Co pozwala powiedzieć noc, Pierre J. Mejlak [recenzja]

Written by:

Jeśli decydujesz się na prowadzenie kawiarni literackiej, to jak z karierą psychiatry lub komornika – w końcu spotkasz pisarza.

Trzeba mieć cierpliwość i dystans do jego gadania, to jasne, nawet ogrom cierpliwości, ale też kawiarnia, o ile ma książki, lub jest po prostu księgarnią z kawą, daje pewne możliwości manewru.

Przykładowo, gdy literat zdradza ci pełnym przejęcia głosem jeden z sekretów swego rzemiosła, że opowieść powinna zaskakiwać, możesz mu wręczyć tom zaskakujących opowiadań.

W ten sposób usiadłem w wygodnym fotelu z tomikiem Mejlaka i z płynnym, ciemnym złotem, jakim w zimowy dzień jest kawa.

Autor naturalną niechęć do nieswojej książki przezwyciężył we mnie już pierwszą z opowieści. Była krótka, była celna, była trzeźwa i sprawna, jak sztuczka ze znikającą monetą, wyciąganą zza twojego ucha. Za nim poszła druga, a kawa okazała się dobra nawet przeziębiona nieprzerwaną lekturą.

Potem było dobrze, potem różnie, aż stanąłem na rozdrożu. Przy opowiadaniu, które dostało jakąś europejską nagrodę, miałem wrażenie, że Mejlak wpadł w koleiny wojny kulturowej i napisał tak, że nagrody tej po prostu nie mógł nie dostać. Bo był bardziej po stronie religii obcej niż swojej, bardziej za dziewczynkami, niż za chłopcami, bo malował dobro i zło w odcieniach obecnej mody.

Wrażenie to rozpoznałem ostatecznie jako moją własną pokusę.

Nie znoszę wojny kulturowej. Nawet, jeśli autor ten zaplątał swą sztukę w wir tej walki, czego nie jestem pewny, oskarżanie go o to ma w sobie ten sam grzech, który zarzuca. To dynamika dwóch zapatrzonych w siebie aż do nienawiści obozów, które powoli dojrzewają do pokazania nam, jak wielką głupotę osiągną, gdy już się zupełnie nawzajem zradykalizują. Także wolno być tu i ówdzie sceptycznym, czy nawet zirytowanym na ten zbiór, ale jeśli pobudzi on kogoś do ostrzenia kosy czy zbierania drew na stos, winna jest ludzka natura ogólniejsza niż jej jednostkowe objawienie w tym konkretnym piszącym opowiadania Maltańczyku.

A napisał kilka przyzwoitych kawałków prozy.

Jest opowiadanie o tym, co dobrze znamy, o idącym krok w krok za człowiekiem trybunale stada, sugerującym, co ludzie pomyślą i powiedzą, męczliwe i jak na swój nieomylny ton, często chybione i złudne.

Jest takie opowiadanie, będące wariacją na temat Księgi Rodzaju. Z człowiekiem, który jest sam i nazywa rzeczy, z iskrzeniem na linii rolników i pasterzy. Z założeniem pierwszego miasta, które według Biblii założył ten, który przeżył. Aluzje biblijne są przy tym dostatecznie subtelne, a poznać to można po tym, że opowiadanie się bez nich broni. To naprawdę ciekawe opowiadanie.

Jest opowiadanie o pewnym zjawisku, które spotęgowało ostatnio możliwość szybkich i powszechnych testów genetycznych, umiejętnie poplątane.

Jest krzepiące, o biskupie, co czyta „Timesa” i brewiarz, z miłością patrząc na swą katedrę.

Jest o głupstwie, którym bywa mężczyzna i którym jest facebook.

Jest też trochę o inteligentnej, wyczekanej zemście.

Człowiek jest dla Mejlaka tajemnicą, co brzmi banalnie, ale to tu może zajaśnieć jego maltańskie, katolickie wychowanie. Mejlak ma czułość dla Tajemnic, powszechną w rodzinie ludzkiej właściwość, którą u katolików, jak sądzę, wzmacniają wtajemniczenia, w rodzaju przygotowania do I Komunii Świętej. Mejlak ma też dla tajemnicy to zrozumienie, że odniesiona do człowieka, nie oznacza ona jakiejś sekretnej właściwości, ale właśnie najzwyklejszą codzienność.

Dlatego można latami chrapać koło niepoznanej tajemnicy.

Człowiek to tajemnica wcielona w tym sensie, że ludzie żyją blisko siebie i się nie znają, ba, człowiek jest sobą przez całe życie i zna siebie, niczym pradziadka, z rodzinnych opowieści, z własnych przemyśleń i snów, z plotek i pogłosek. Nie powiem, by autor Co pozwala powiedzieć noc wtajemniczył mnie w to zupełnie, ale dał do zrozumienia, że to jest, nie ma tu miejsca na pretensję, to przecież zbiór opowiadań, a nie powieść, każde jedno to tyle, na ile noc przed zaśnięciem najczęściej nam czytelniczo pozwala.

A wiecie, że jest tam nawet o Lublinie? A także o cieplejszych miejscach nad morzem jak wino czerwonym.

To dobry zakup w tej cenie, te opowieści Mejlaka.

Jestem mu wdzięczny za jego głos. Zostało kilkanaście stron, gdy poczułem, że budzi się we mnie pewna sympatia dla życia, z jego rozczarowaniem, nudą, zagadką, kolorami, wiarą, śmiercią, porankami i rozstaniem, życia, które ze sobą dzielę i z wami.

Jedna odpowiedź do „Co pozwala powiedzieć noc, Pierre J. Mejlak [recenzja]”

  1. Awatar Pomoc kameralnej księgarni „Między Słowami” - Wiadomo, blog!
    Pomoc kameralnej księgarni „Między Słowami” – Wiadomo, blog!

    […] Co pozwala powiedzieć noc, Pierre J. Mejlak Bardzo fajne opowiadania, w których naprawdę coś się dzieje. Na przykład, ludzie schodzą się i rozchodzą z powodu wrony. […]

    Polubienie

Leave a Reply