Najlepiej wydana złotówka 2023 roku

Written by:

Za późno na podsumowanie 2023 roku. Tekst miał się ukazać dwa tygodnie temu. Nie ukazał się z powodu pracy, chłodu, wilgoci, choroby, głodu i nocy, a tak naprawdę z powodu mistrzostwa.

Powiedziano bowiem: spokój i luz cechują mistrza. By nie iść na łatwiznę ani się nie spinać, z zaczęciem pisania zwlekałem co wieczór aż do snu. Tym sposobem pewien proboszcz mając duszę pełną pomysłów na dekoracje Bożego Narodzenia skończył łamiąc dwie jodłowe gałązki w drodze na pasterkę, stawiając je po lewej i prawej stronie Przybytku w dwu pustych pudełkach po kadzidle na oczach zgromadzonej w kościele wioski. Po czym złapał się ręką Przybytku, ukląkł, podniósł się pomagając sobie opartą ręką i wrócił do zakrystii, gdzie zobaczył, że dopiero 23:49.

Tyle o mistrzostwie. Co do najlepiej wydanej złotówki:

Popielniczki dla świnek kupiłem w sklepie Wszystko po 4 złote. Była 17, lipiec, najgorszy skwar. Sklep zamykał się za pięć minut. W sklepie byłem z dwiema paniami i Ukrainką. Wiedziałem o tych pięciu minutach i dwie panie też, a najbardziej wiedziała Ukrainka. Jedna pani narzekała brak mopa przy wiadrze. Druga pytała Ukrainkę o lepy na muchy. Ja okrążałem sklep. Nie widziałem nigdzie poideł dla świnek. Były miski, filiżanki, mydelniczki, kieliszki jachtowe, małe czaszki. Nic, co nie mogłoby latać. Mi zaś potrzebne było coś rodem z paradoksu filozofii: czy Pan Bóg może stworzyć taką szklankę, jakiej sobie na pewno nie wywróci? Okrążałem więc sklep. Tymczasem Pani poprosiła, by Ukrainka wzięła sobie kwotę za lepy z drobnych na wyciągniętej dłoni. Ukrainka zaczęła wybierać piątki w kolorze wytartego złota. Świnki w skwar nie muszą pić. Mogą zjeść ogórki. Mogą też pić z poideł, których też nikt mi nie podarował, ale które stoją u ich boku nalane, pełne, jak kolumny kryształu. Wtedy zobaczyłem szklane popielniczki z logiem Miragica i ustawiłem się za panią z wiaderkiem.

Popielniczki wyginęły w Polsce za mojego życia. Szklana, zapewne wyprodukowana w Azji popielniczka mogła pochodzić z Mołdawii lub Ukrainy, może z Armenii? Napis brzmiał włosko – Miragica. Czasy ostateczne pełne są znaków: za złotówkę kupisz dwie popielniczki, które wyprodukowano dla miejsca leżącego tysiące kilometrów w miejscu leżącym jeszcze dalej. Ale też: wpiszesz ich nazwę i wyświetli ci. Otóż Miragica to było wesołe miasteczko położone na obcasie włoskiego buta, nad Adriatykiem, nieopodal Bari. Świnka wskakująca do wody w Miragice mogłaby wyjść na ląd w Dubrowniku po trzech dniach ciągłego pływania.

Na południu Włoch ludzie wciąż palili. Palił Sciascia, pisząc trzecie opowiadanie o śmierci Stalina. Paliła żona Sciasci. Paliła Etna. Wezuwiusz Palił. Palił polski pielgrzym w San Giovanni Rotondo. Kilka wiosek dalej palił smok w San Gargano i dawał ogień św. Michałowi. Palił Neapol. Palił Pius II czekający na krucjatę. Palił Herling-Grudziński. Palił Pliniusz Młodszy, patrząc, jak mu prześwietlają spaloną bibliotekę w Herkulanum. Palili rycerze spod Lepanto. I tak dalej.

Przyjaciel powiedział kiedyś, że tylko na wyspach Grecy zachowali jako taki porządek, na kontynencie zmieszali się już ze Słowianami. W tym sensie Słowianami Włochów z południa byli Arabowie, a także Hiszpanie i Francuzi.

Czy park rozrywki Miragica był pralnią pieniędzy mafii? Być może nie, skoro zbankrutował. Rdza i opuszczenie dodały mu uroku. Teraz na pewno kupiłbym bilet. Teraz mogłyby tam, wśród traw gęstych od cykad kupić bilety także świnki. Mówi się, że niepojęte, jak sobie radziły w dzikości, osiem tysięcy lat temu, przed przymierzem z człowiekiem. Tymczasem mają bardzo szerokie pole widzenia. Tymczasem są ostrożne, ale mężne. Knur zawsze jest gotowy przerwać ucieczkę i osłonić swoje lochy i prosiaczki szczerząc wciąż rosnące zęby. Czy to dość na lisa, psa, dzikiego kota, znudzonego nastolatka, orła, sowę, węża APPOLYONA, jaki tam może wśród maszyn Miragici się sączyć? Nie dość. Ale kto się z tego śmieje, nie wie, że takie stale rosnące zęby to więcej, niż ma przeciętny człowiek spotykając śmierć.

Miragica, Terra del Giganti, ma mieszane oceny na TripAdvisorze, kolejnym znaku końca czasów. Amerykanka pisze, że wszystko tam było małe i niepodniecające. Nic dziwnego, że nie było tam ludzi. Nie zaimponowały jej wielkie książki, na jakie ustylizowano budynki Miragiki. Park był europejski. Nudny. Bez emocji, wielkie makiety książek, dom i zamek z książek, zamiast kolejki górskiej. Amerykanka zwraca uwagę, że nawet przed zamknieciem nie było tam ludzi. Chryste, to musiało być wspaniałe!

Moje wrażenia stamtąd, jakimi napełniła się moja głowa w kolejce w sklepie z popielniczką w ręku, są następujące:
Po końcu świata, wśród głębokiej zieleni pasą się kawie domowe pod ślicznie malowanym zachodem słońca. Przed końcem świata, mężczyzna przebierający się za maga po skończonej pracy gasi papierosa w popielniczce i patrzy na morze.

Dobrostan świnek morskich mieści się w wąskim przedziale, łatwo je przeziębić, przegrzać, odwodnić. Byłem zadowolony, gdy kupiłem popielniczki z Miragiki. Dzień był jak mikrofala, a ja wchodziłem i wychodziłem ze sklepów, w niektórych widziałem specjalne miseczki dla świnek po 30 złotych. Potrzeba dwu miseczek, bo są dwie klatki, inaczej dałyby mi świnki lekcję o Księdze Rodzaju. Pani Ukrainka, chcąc zamknąć nieznośny sklep, mówi złotówka i złotówkę otrzymuje.

Jestem więcej, niż zadowolony. Nad brzegami Adriatyku, gdzie kiedyś paśli się Atena i Apollo, w Kalabrii, leży wesołe miasteczko Miragica. Zanim umarło, zdążyło zamówić w azjatyckiej fabryce takie pamiątki. Nad tym, co się z nimi dzieje, nie panuje ni diabeł. W 99 popielniczkach pomarszczony Włoch gasi papierosa, kaszle i wznieca popiół, który powoli przykrywa Neapol, Syrakuzy, Bari. Ale z setnej popielniczki piją czyste trzody świń, którym mimo całej ich miłości i strachu, obcy jest grzech.

Leave a Reply