W 2020 roku zmarł Jean Raspail. Miał 95 lat. Gdy się o tym dowiedziałem, zauważyłem, że jest po polsku książka Raspaila, której nie czytałem. „Na królewskim szlaku” opowiada, jak w 1949 roku Raspail z kolegami popłynęli kanadyjkami od Rzeki św. Wawrzyńca, przez Wielkie Jeziora, przez całą Mighty Missisipi, aż do ciepłej zatoki, w której Forrest Gump łowił krewetki.
Raspail, gdyby żył, wyzwałby mnie za to streszczenie „Na królewskim szlaku” na dwa nagie miecze. Co?? Krzyczałby. Kanadyjki?? Precz z angielską Kanadą, to były francuskie kanu!
Ponieważ Raspail nie żyje, za zemstę musi mu starczyć pisanie w każdym jednym akapicie o Francji. Lubię książki przygodowe na rzekach, ale ta jest przygodowo- patriotyczna. Raspail dzieli się w niej naiwną wizją przeszłości. Naiwną do bólu. Brnąc przez nią, przypomniałem sobie inną książkę o przeszłości protestanckiej i katolickiej Kanady, czyli doskonałe „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko. To będzie ich łączona recenzja.
Nie przesadzam, gdy piszę, że Francja jest w każdym akapicie kajakowej wyprawy. Młody Jean Raspail był na haju patriotycznych uczuć i nigdy z niego nie zszedł. Ponieważ wyprawa płynęła przez tereny kiedyś należące do Francji (głównie Luizjana, wielokroć większa od obecnego stanu USA), haj Raspaila zwiększał się.
Cały dzień wiosłują w deszczu, ale mają jeszcze siłę obierać łachę piachu w posiadanie francuskiego króla. Albo budują replikę fortu z patyczków. Albo to, albo tamto. Jeszcze ma siłę Raspail dziennik prowadzić. Potem, po pół wieku, notes ten cudownie się odnajduje. Stary pisarz Raspail postanawia napisać kolejną książkę. Gdzie jeszcze w opisie rzeki Francji nie było, tam stary Raspail na starym haju Francję dopisuje.
Francuscy odkrywcy. Francuscy traperzy. Francuscy ojcowie jezuici. Francuskie forty i osady. Ale speluny Angielskie. Anglicy płyną kanu i pierdzą w dno. Francuzi jeśli już, to cicho. Piękna francuska cywilizacja. Okrutna angielska kolonizacja. Dobrzy francuscy Indianie. Ludożerczy Indianie angielscy (Anglicy ich nauczyli). Dobry francuski król, a król Anglików chór, i tak dalej, i tak dalej, aż do uczucia, jakie ogarnia nawet francuskiego patriotę, gdy wyjaśnia francuskie wino na rozbujanym kanu.
Gdy czternaście lat temu byłem we Francji na pielgrzymce, poszliśmy z kolegami na mszę trydencką. Było to w Lyonie. Miałem nadzieję, że gdy tradycyjny francuski ksiądz zobaczy nas, tradycyjnych polskich kleryków, to zaprosi nas po mszy na herbatę. A przy herbacie pogadamy o Raspailu. Nie zaprosił, mimo, żeśmy chcieli przełamać jego nieśmiałość i żeśmy się wpraszali. Zamknął kościół i uciekł. Byłem zawiedziony. Niepotrzebnie. Francuza mdliłaby rozmowa o francuskim pisarzu po angielsku.
Jean Raspail to dobry pisarz, choć straszny patriota. Bukowski dał takie kryterium dobrego pisarza: w jego książce jest coś, czego nikt wcześniej nie opisał. Przypominam sobie książki Raspaila:
„Sire!” Coś, czego nikt nie opisał? Bohater ma 13 imion i czasem postaci nazywają go wszystkimi.
„Król zza morza”. Opowieści o Bonnie Prince Charlie, wnuku Sobieskiego, który próbował zapanować w Szkocji. Człowiek samotny walczy z innymi samotnymi za straconą sprawę. Esensja Raspaila.
„Obóz Świętych”. Raspaila powieść najsłynniejsza. Sama w sobiee nie jest zła. Nie wiem tylko, czy jest dobra. To historia Hindusów, którzy porywają statki i płyną na nich do Europy, po czym podbijają Francję. To nierealistyczne. Sentymentalne. Jak ten lament, który Bartyzel napisał do „Arcanów” po śmierci Raspaila, że gdy pisarz umierał mając 95 lat, w Paryżu uchodźcy protestowali i krzyczeli „śmierć Białym!”. Możliwe. Ale możliwe też, że paryski policjant woli czarnych chłopaków z przedmieść, niż białego farmera z francuskiej wsi. Biały farmer ma w genach walki uliczne i barykady, i wali w tarcze policyjne z tą białą siłą, jaka swego czasu wywalczyła Francji kolonie. Bartyzel, jak Raspail i inni konserwatyści, przesadzają w swojej diagnozie, bo chcą się pławić w upadku Europy.
Tak, jak uchodźcy z Syrii nie byli w stanie zmienić demografii Polski czy Europy, tak w Indiach nie było tyle statków, by napłynęły na nich miliony, a poza tym, Hindusi są bardzo związani ze swoją ziemią. Dlatego najsłynniejsza książka Raspaila to mem. Ale ten mem będzie wracać, ilekroć więcej niż trzech imigrantów wybierze się do Europy. O niej pomyślą polski konserwatysta, ilekroć w kolejce po bilet samolotowy stać będzie za ludźmi w ciemniejszym kolorze.
Nie chcę przez to powiedzieć, że imigracja to dla Europy samo dobro, niby drugi synod diecezji lubelskiej. Nie byłoby książek takich, jak „Obóz Świętych”, pisarza miary Raspaila czy takich, jak „Uległość” pisarza miary Chlebka (Houellebecq). Tym niemniej Raspail przerysował i to wzięła na polityczny sztandar francuska prawica, i niesie.
„Siedmiu jeźdźców…” O, w tej książce Raspaila jest sporo niesamowitych scen. Na przykład scena święceń kapłańskich, jakie niewierzący biskup urządził dziadkowi z zakrystii pośrodku pola.
„Ja, Antoni de Tounens, król Patagonii”, w tej książce jest coś, czego nikt wcześniej nie opisał, mianowicie scena składania flagi nieistniejącego państwa i układania jej w skrzyni podróżnej.
Tę właśnie flagę z białą gwiazdą miał Raspail na swojej trumnie!

Toż to zabawa. To jak nakrywanie trumien flagami klubu piłkarskiego (np. Tura Milejów), lub peleryną supermana. Nie mam nic przeciwko, ale Jean Raspail miast kawalerem z czasów królów jawi się tu zwykłym znudzonych chłopem z dziwacznym hobby. Każdy jest dzieckiem swoich czasów. Sam Raspail jest za dobrym pisarzem, by tego nie dostrzec i przyznaje w „Na królewskim szlaku”:
Tak, przyznaję, to była gra, ale każda gra symbolami musi się, jak u dzieci, odbywać na serio. W ciągu całego mojego życia często w takie gry grałem, od inkaskiego Peru po Patagonię. (…) Kiedy nasze przekonania nic już nie znaczą, bo jest się przytłoczonym ze wszystkich stron i nie ma nadziei na to, że kiedyś to one zwyciężą, trzeba im nadać bardzo konkretny kształt. To taka gra…
Jak to? Nie ma nadziei na to, że kiedyś to one zwyciężą? Panie Raspail, gdyby Lenin tak myślał! A sprawa bolszewicka jeszcze w 1914 roku wyglądała na równie przegraną, co monarchistyczna. Tymczasem prawda jest taka, że nikt, nawet monarchiści, nie chce powrotu do tamtej głupoty, bo nawet głupiec widzi, a co dopiero Raspail, że obecna nasza głupota jest bardziej do życia. Jest bardziej do życia chociażby dlatego, że pozwala monarchistom na ich zabawy.
Pisząc o grach i zabawach trzeba jeszcze dodać, że królestwo Patagonii parę lat w XIX wieku balansowało na granicy istnienia, aa Raspail ogłosił się konsulem generalnym tegoż królestwa we Francji w wieku XX. Jak napisałem wyżej, to wszystko wygląda jak gra RPG. Raspail jako fikcyjny konsul interesował się losem Mapuczów, ludzi z Patagonii, których prześladują lokalne mocarstwa, Chile i Argentyna. Współczuł ich zanikającej kulturze, bo sam uważał się za członka zanikającej kultury – francuskiego tradycyjnego katolicyzmu.
Na marginesie – pisałem kiedyś niepochlebnie o Mapuczach na deonowym blogu.
Raspail to wielki pisarz uwięziony w świecie swoich marzeń. Gdyby czytał więcej takich reportaży, jak „27 śmieci Toby’ego Obeda”, to może by się w końcu przebudził.
Raspail wspomina, jak dzielnych Francuzów angielscy Indianie piekli na ruszcie, a ci znosili to „bez słowa skargi”. Cóż, ci Indianie wiedzieli, co robią. Pokazuje to historia opowiedziana przez Joannę Gierak-Onoszko. Chrześcijańskie sierocińce w Kanadzie i to, co robiły one z indiańskimi dziećmi…
U Raspaila jest lament nad upadkiem katolickiego Quebecku. Kiedyś był to bastion wiary. Mogliśmy wszystko, mówi prałat, co organizował wyprawę kanu. Jak to się stało, żeście wszystko stracili? Tego nie wie nikt. No, prawie nikt. „27 śmierci Toby’ego Obeda” wie.
Trzeba przyznać, że początkowo katolicyzacja plemion nad Wielkimi Jeziorami przebiegała humanitarnie. Jezuici robili na północy na mniejszą skalę to, czym zasłynęli na południu w redukcjach paragwajskich. Ale wtedy jezuita był sam. Modlił się, czasem był męczony. W czasach, o jakich pisze autorka „27 śmierci” ojciec jezuita był już sprzymierzony z państwem kanadyjskim. Mógł męczyć i męczył indiańskie dzieci.
Silni ludzie zawsze dogadają się w sprawie słabych. Anglicy dogadali się z Francuzami w Kanadzie przeciw dzieciom.
Przez sto lat katolicy i protestanci w puszczach Kanady robili rzeczy, wobec których Sołżenicyn złamałby pióro. Księża, pastorzy, zakonnice. Bez wątpienia bywały sowieckie obozy na Syberii przyjaźniejsze dzieciom, niż kanadyjskie chrześcijańskie sierocińce.
Sięgając po teologię, w sierocińcach tych Dzieciątko Jezus głodzono, gwałcono, odbierano rodzinę, imię, nadawano numer, torturowano na wiele sposobów, palono żywcem i robiono gorsze jeszcze rzeczy. Trudno o tym czytać. Tymczasem po wielokroć robiono to Dzieciątku Jezus, jak uczą podręczniki katolickiej i protestanckiej teologii, a także robiono to dzieciom pisanym w podręcznikach małą literą. Wsadźcie sobie, o teolodzy i pedagodzy Kanady, wszystkie wasze wielkie i małe litery, i z nimi w dupach niech was aniołowie posadzą w takich sierocińcach, bo gorszych piekieł nie ma. Polski Episkopat powinien podać całą Kanadę za obrazę uczuć religijnych. Oczywiście nie poda. Jakże roztropnie.
Gdybym był papieżem, to po lekturze „27 śmierci” chodziłbym w worku. Gdybym był biskupem, to w obierkach po kartoflach. Będąc, kim jestem, chodzę w poplamionych farbą spodniach i narzekam na tym blogu. Biedne dzieci.
Tymczasem media donoszą o polskim zakonniku, który prowadził sierociniec w Kamerunie. Tak, tak, było tak, jak można się spodziewać. Zresztą, patrzmy obiektywnie. Zapewnie Czarni miewali gorszych Białych Panów, skoro jak ojciec zjadał rybę, to rzucał dzieciom pod stół głowę… Może taki by zakonny zwyczaj?
Tych wszystkich katów oprawców ktoś stworzył i przecież nie zrobił tego miłością. To wspomina też autorka „27 śmierci”, przemoc przekazywana jest z dorosłych na dzieci i gdy te dorosną, przekazują ją dalej.
Drażni naiwność Jeana Raspaila, wielkiego buntownika, który na tyle rzeczy musiał zamknąć oczy. Z drugiej strony ciężko go winić. Świat jest brzydki. Zresztą, Raspail czasem porzucał krainę marzeń o królach. Wtedy pisał w obronie uciśnionych, jak Joanna Gierak-Onoszko. W tej łączonej recenzji wiele więcej powiedziałem o Raspailu, niż o Niej. O niej musi świadczyć i dobrze świadczy jej dzieło.