Najstarszy dowcip o kryzysie w Kościele

Written by:

Dowcipów o kryzysie w Kościele nie brakuje, ale najstarszy od stuleci gadają na śląsku. Dowcip o kryzysie, w dodatku najgorszym – wywołanym pedofilią. Górnik wpadł do szybu w kopalni. Koledzy wołają za nim:

– Francik… żyjesz?!

– Żyja – odpowiada górnik.

– Mosz złomaną nogę?

– Nii…

– To może ręka?

– Niii…

– To dlaczego nie wychodzisz?!

– Bo jeszcze lecaaa…

Moje skojarzenie zmusiło niewinnego Ślązaka, by symbolizował najbrzydszy z kryzysów. Nie od razu skojarzyłem rozwój wypadków wokół molestowania z upadkiem w szyb, a dopiero po drugim filmie Sekielskich. Z dowcipami o strasznych rzeczach jest jednak problem. Jak można śmiać się z tragedii? Cóż, ten, jak raz nie obraża Ofiar, nawet ich w nim nie ma. Pewnie może kogoś, nawet skrzywdzongo, rozśmieszyć.

Czy wolno śmiać się z kryzysu w Kościele?

To ludzkie, terapeutyczne wręcz, śmiać się z absurdu. Robert Stiller w swej wielkiej książce o dowcipach żydowskich zawarł cały rozdział o Zagładzie. Nie kto inny go ułożył, jak Ofiary i Ocaleli. W kolejnym rozdziale, o państwie Izrael, Stiller przestrzegał, że na przykład kawały o pierwszych izraelskich czołgach jako popielniczkach można bezpiecznie opowiadać tylko, gdy się jest tamtejszym pancerniakiem, bo jeśli nie jeździłeś sam czołgiem i żaden z ciebie Żyd, to możesz dostać za popiół w żydowskim kawale. Jasne jak słońce nad pustynią Negev. Czy wobec tego wolno mówić księdzu dowcip o pedofilii w Kościele? No, jeśli taki, jak ten o Franciku, to owszem, bo kto to jest ten górnik, co leci? To jesteśmy my wszyscy, katolicy, a zwłaszcza księża. Stary śląski witz z szybem tak dobrze oddaje naszą sytuację, że aż przestaje być śmieszny.

Bo jeszcze lecimy

Dowcip z szybem załapałem po premierze „Zabawy w chowanego”. Obejrzało ów film mnóstwo osób, jak i drugi, gorszy moim zdaniem film innego autora o celebrytach – pedofilach. Proporcjonalnej reakcji widzów jednak brakuje. W obu przypadkach! Dlaczego? Ano chyba dlatego, że wśród opinii społecznej, zwłaszcza w młodym pokoleniu, utrwaliło się przekonanie co do kształtu spraw z torturowaniem dzieci w Kościele. Młodzi ludzie nie uważają, że każdy ksiądz to pedofil. Od dziecka słyszą, by nie sypać do jednego worka i ten element etyki katolickiej zachowują. Uważają jednak, że każdy ksiądz potencjalnie umoczył w tym temacie przez przemilczenie. Zgadzał się na krzywdzący system i zatajanie, a czasem, zwłaszcza, gdy zajmuje wysokie stanowisko, może i sam zatajał. To podejrzenia, często krzywdzące, ale opinia publiczna nie ma sumienia. Gdy w kulturze utrwali się jakiś obraz, trudno go odwrócić. Dlatego radość z braku reakcji na drugi film Sekielskich jest jak miękki lot Francika przez kopalnię. Oburzenie po pierwszym wróżyło o wiele lepiej. Żaden to paradoks. Oburzenie tamto przypominało domową awanturę o bardzo poważną rzecz, na której padają słowa takie, jak „zawiodłam się”, albo „nigdy nie przypuszczałem, że jesteś do tego zdolna” i tak dalej. Milczenie po drugim filmie przypomina milczenie wobec rutynowej patologii. Zostało czekanie, aż zaśnie i telefon na niebieską linię.

Gdy kryzys w Kościele przestanie być śmieszny

W dowcipie o locie śmiech nas bierze przez to, że odgadujemy przyszły los Francika. O ile szyb nie jest naprawdę głęboki i górnik nie przeleci przez planetę na wylot, strasząc ptaki kiwi, o tyle rąbnie w wyngiel. Babach! Zrobi babach, jak to moja święta a śląska Babcia mówiła. Bliższe fizyce, a może i sytuacji z pedofilią byłby lot nie biednego Francika, ale odpowiedzialnych za zatajanie pedofilii do gorącego jądra planety. Tak czy owak, lot się skończy. Jak? Jakie w Polsce będą długofalowe efekty ujawnionych skandali? Rąbnie chodzenie do Kościoła i przyjmowanie sakramentów. Spowiedź zrobi babach. Coraz częściej ze chrztów, ślubów i pogrzebów robić się będzie cepelię, a w miarę rozwoju wyobraźni miłosierdzia właścicieli domów ślubnych, nawet i chętni na kościoły i księdza coraz częściej będą wybierać altany róż i urzędnika. Mało kto będzie chodził w sutannie czy koloratce. Nawet nieugięte dotąd polskie siostry, jak przypuszczam, powoli poluzują sprawę habitów na lato. Nie będzie głosu Kościoła w ważnych sprawach, jak pandemia (i teraz zresztą cichego). Ci, którzy zostaną, będą chcieli katolicyzmu zaangażowanego społecznie i ekologicznie, oraz duchowo, w sensie indywidualnego prowadzenia i wspólnot. Zresztą one okażą się słabsze, niż wszyscy liczyli, te wspólnoty nazywane wiosną Kościoła. Dlaczego? Ponieważ powstawały przy parafiach i diecezjach, które, jak widać, nie były w stanie poradzić sobie ze złem i z prawdą. Dziedziczą więc małe wspólnoty ich problemy, choć, dzięki Bogu, na mniejszą skalę. Sumując, nasze rąbnięcie polegać będzie na trwałej utracie zaufania do Kościoła.

Czy będzie dużo ludzi w Kościele?

Ludzie wrócili po pandemii na ulice i uliczki Lublina szybciej, niż myślałem. O ile jednak łatwo odtworzyć zwyczaj picia kawy, zwłaszcza takiej cudownej, jaka pachnie w „Między Słowami”, o tyle trudniej odtworzyć zwyczaj zaufania do pasterzy. Zwłaszcza że, o czym u nas się nieczęsto wspomina, Pasterzem, który stracił zaufanie, jest też sam Chrystus. Jak to się mówi gwarą Ojców Kościoła, musi On przez grzechy ludzi kościoła chodzić w brudnym ubraniu. Teraz stan tego ubrania graniczy z niewchadzalnością gdziekolwiek. Niejeden jeszcze zapisany na katechezę zapyta Bogu ducha winnego katechetę, dlaczego Pan Bóg nic nie zrobił, gdy dzieci były krzywdzone? Stary paradoks zła, wszechmocy i dobroci działa dziś tak samo mocno, jak za Epikura. Czasem teologom, zwłaszcza, gdy mieszkają w pałacach, wydaje się, że gmach wiary potężny jest jak one. Podczas, gdy Bóg to Tajemnica. Wiarę w Niego On sam pokazał jako zapasy z aniołem, na pustyni, o świcie, gdzie jeszcze ten anioł sam się wyrywa i człowiek wręcz siłą zatrzymuje go na ziemi, by zostać w końcu pobłogosławionym, jak w opowieści o walce Jakuba. Jak zawsze, jak od wieków, tak i po rąbnięciu katolicyzmu w Polsce będą ludzie, którzy mimo wszystko wpadną w Boski szyb. Polecą oni w mistykę Karmelu, Loyoli czy tę, jaką wyznacza medalik z napisem PAX. Oni, przy całym pędzie i łzach i śmiechu, mają szansę lecieć bez końca, jak bohaterowie cudnych „Opowieści Kosmikomicznych” autorstwa Italo Calvino, przez niepojęte przestrzenie Najwyższego.

Najstarszy dowcip o kryzysie to zaprzeczanie

Kościół nie składa się jednak z samych mistyków czy z samych zawiedzionych. Są tacy, co zapomnieli, że wpadli do szybu i są jak pies z wystawionym z pędzącego auta jęzorem. Chwytają dzień. Do takich należą cenzorzy z „Niedzieli”, którzy w 2020 roku próbowali wycofać wywiad z księdzem Isakowiczem – Zalewskim. Ciekawe, co stało za tym wycofaniem? Czy chcieli być wierni temu, co ich uczono przed laty na katechezie, że zły to ptak, co własne gniazdo kala? Otóż gniazdo wygląda już i pachnie dokładnie jak te, które co bardziej niechlujne gołębie robią w siatkach pod balkonami na ulicy Peowiaków. Także, nawet, gdyby to było kalanie, to i tak bez różnicy. A przecież to nie kalanie, tylko sugestia gołębia, że może zostawmy stare drogi i przenieśmy się na piękne dęby na cmentarzu na Lipowej? Administracja tam praworządna, szanuje czas lęgowy i dba lesistość w ogóle! Niewiele już takich miejsc! A stary gołąb rządzący w „Niedzieli” mówi, nie, tu nasze, tuśmy wiek wiekiem g… robili, tu s… będziemy dalej.

Najśmieszniejszy dowcip o kryzysie dopiero poznamy

Z nawyku Francik może zapomnieć, że wpadł do szybu i chyba tylko z nawyku można w 2020 roku powstrzymywać ukazanie się wywiadu dwóch katolików rozmawiających o tym, o czym wiedzą nawet dzieci w przedszkolach. Że są źli dorośli, których trzeba się strzec, o których trzeba informować i zupełnie nie ważne, kim by byli. Chyba, że testowana jest na nas stara, sowiecka metoda, znana od czasów stonki ziemniaczanej. Nie chodziło o to, by ludzie uwierzyli, że Amerykanie zrzucili stwora, którego wołają colorado potato beetle, ale by wystraszyli się bezczelnego kłamstwa. Zwykle jest bowiem tak, że bezczelne kłamstwo oznacza siłę, na którą liczy kłamca. Bywa też, że to blef. Francik może chwalić się kolegom, jak mu komfortowo. Bywa też stonka, co ma kolory, jakby była trująca, a gołąb ją łyka na zdrowie, bo tylko się podszywała. Dlatego dość o kalaniu gniazd i dość tej nieporadnej cenzury. Bo nie gniazdo istotne, a gołąbek. Niech mu się miło leci w górę szybu!

Jedna odpowiedź do „Najstarszy dowcip o kryzysie w Kościele”

  1. Awatar
    Anonim

    😷😉

    Polubienie

Leave a Reply