Na chwałę św. Mikołaja!

Written by:

Staropolski Mikołaj był jak Eddar Stark, mówił chłopom w zmarzłe uszy „winter is coming”, a lasy trzęsły się od wilczych watah. Renifery niech pasają inne jego przedstawienia, podróbki prawie, te dla letnich dzieci, te z pogodniejszych krain.

Św. Mikołaj dumnego plemienia Lechitów woli zadawać się z wilkami!

W dzień takiego Mikołaja, na złość czerwonym skrzatom, zaczynam pisanie bloga.

Martyrologium rzymskie kiwa poważnie głową, dawni Polacy mieli rację, prawdziwy Mikołaj to  nie  dozorca świecącego renifera, tylko drapieżnik. Przez całe stulecia w wigilię szóstego grudnia każdy ksiądz odświeżał sobie przy brewiarzu przerażenie cesarza Konstantyna. Było tak. Zgodnie ze zwyczajem, Konstantyn skazał kilkoro ludzi na śmierć. Niedługo potem zjawił mu się w pałacu biskup z oddalonej o tysiące stajów Myry i postawił sobie znane ultimatum. Karty martyrologium powściągliwie mówią tu o napomnieniach i groźbach. Konstantyn zachował się rozsądnie, a Mikołaj zaliczył kolejny cud, większy może nawet niż dostatek ubogim dziewczętom kominem spuszczany. 

Wyobraź sobie takiego Mikołaja. Jak stoi naprzeciw ciebie, w pierwszym śniegu przed chatą, milczący, z szarym cieniem wilka u boku. Jak targujesz się z nim o przetrwanie twoich owiec do wiosny (za czym idzie przetrwanie rodziny). Z rozwagą dobieraj słowa swej prośby. Ten starzec jest konkretny, ceni sprawiedliwość i ma moce cudotwórcze. Nic dziwnego, że jak chciał, potrafił szantażować cesarza.

Ciężarówce coca-coli taki Mikołaj przebiłby opony wzrokiem!

I wypalił skrzata na plandece.

To zdanie z martyrologium, o tym, że zastraszył Konstantyna, może być oczywiście nękane przez historyków, teologów, a w nowym wydaniu martyrologium pewnie nawet nie występuje, albo jest napisane, że Mikołaj poprowadził z rzymskim tyranem dialog zbawienia.

Nie będziemy się tym zajmować.

To zdanie z martyrologium, o napomnieniach i groźbach, należałoby sobie wyobrazić w bliższych nam czasach. Moskwa, 1956 rok, Chruszczow z resztą gangu obmyślają inwazję na Węgry. Naraz zjawia im się ten choleryczny, nieobliczalny zakonnik z Petrelciny. Pio, korzystając z daru języków, jaki miał obok daru bilokacji, w najostrzejszych znanych ruskiej mowie słowach „napomina i grozi”, poza tym krzyczy, wywraca komunistom stoliki, przerywa ich zebranie, budzi panikę, spycha na skraj szaleństwa. Kule się go nie imają, a po kwadransie świętej rozróby znika. Owocuje to czystką wśród kremlowskich służb bezpieczeństwa, zwolnieniem z gułagu rodziny franciszkańskiej i zatrzymaniem silników w czołgach, co miały jechać na Węgry. Ach, sycę się tym obrazem, jak Pio bije Chruszczowa sznurem od habitu i gorzko żałuję, że ten cud nie był nam dany.

Tym większy szacunek wobec cudotwórczej mocy Mikołaja, biskupa i wyznawcy.

Ale też Konstantyn z innej był gliny, obraża go porównanie do sowieckich krwawych świniopasów. Konstantyn w końcu też został świętym, choć, jak Mikołaj, słabo przeszedł weryfikację w latach sześćdziesiątych. Na szczęście nie postrącali mu figur. Stoi na przykład pięknie w kościele paulinów we Włodawie, gdzie, oparty o jeden z filarów, strzeże nam Bugu. Jak powiecie mu „pozdrowienia od św. Mikołaja!” 6 grudnia po południu, to marmur lekko się na policzkach zarumieni.

Mikołaj nasz, jeśli zarumieniony, to od mrozu. Wstydzić się nie ma czego, wskrzeszał zmarłych i co trudniejsze, zarządał sporą diecezją. Nawet pod groźbą tortur nie wręczałby  natomiast kolorowej chały wszystko-mającym, zblazowanym siedmiolatkom.

Prawdziwego św. Mikołaja naród nasz przez wieki czcił pieśnią, a także przysłowiami:

Na świętego Mikołaja rozbestwia się wilków zgraja.

Mikołaju mrozem biały, krwią czerwony, daj by dom był oszczędzony.

Albo: Święty Mikołaju weź klucze, idź do raju, zamknij pysk psu wściekłemu i wilkowi
borowemu.

Mikołaj owi drga kącik ust, jakby walczył z pokusą uśmiechu. Podrzuca w ręku pęk zimnych kluczy i mówi może i wilka wam zamknę, ale za to co innego otworzę!

***

Tym sposobem blog mamy przywitany!

 

Leave a Reply