Taka przypowieść. Przed obiema wojnami, w mieście zwanym Nowy Jork pewnien chłopak wyrobił sobie zły zwyczaj zarabiania na życie rozbojem. Na imię miał Patryk, był wielki i jadł za całe Irlandzkie opactwo. Na ulicach mawiano, że z jego potężnych dłoni dałoby się wyciosać dwa nagrobne krzyże.