Niebo przeglądało się w aucie, stroiło miny jak czterolatek. Posyłało uśmiechy i zaraz markotniało, chmury ganiały za słońcem po granatowej masce. Przedwiośnie. Obudziłem sto dziesięć niemieckich koni, zastanawiając się, co wręczę Mamie na imieniny. Kwiaty nie, słodycze nie. Gdy wyjechałem na Zieloną, byłem pewien, że książka.