Malowałem od urodzenia. Pierwszy sukces przyszedł, gdy miałem pięć lat. Moje kolaże zawisły w Domu Kultury w Milejowie. Oglądałem je i świeciłem do aparatu trzema mleczakami, jakie mi wtedy zostały. Podeszła Pani Dyrektor i powiedziała: jakie piękne! Podszedł Pan od kina i powiedział: super, mały. Ludzie podchodzili i gratulowali. Dopiero drodze do domu ogarnęły mnie wątpliwości.

Orwell zaczął esej o Ghandim od słusznej uwagi, że święci powinni być uznani za winnych, o ile nie udowodni się, że są niewinni. Orwell niczyim świętym nie jest, mimo tylu chętnych. Rok 1984 nie jest kazaniem. Dzieło dzieli los autora – uznany za symbol, okazuje się żywe. Pełne zachwytu i gniewu.