Los Angeles, szkoła dla aktorów.
Kurami jesteście wy, mówi wykładowca, a ja wchodzę i oznajmiam, że zaraz spadnie na wasz kurnik bomba atomowa!
Uczniowie zaczynają podskakiwać, biegają w koło, próbują gdakać, imitują panikę kur. Tylko jeden uczeń siedzi na podłodze. Nieruchomo. Wykładowca podchodzi do niego i pyta, co to znaczy.
Ja jestem kurą, mówi uczeń, znoszę jajko i nic nie wiem o bombie atomowej!
Tym uczniem, księże proboszczu, był Marlon Brando…
Wikary skończył opowiadać anegdotę. To był pierwszy niedzielny obiad z nowym szefem i jakkolwiek nie musiał mówić kazania, bo był czytany list biskupów o samogwałcie, to chciał dowieść, że jest zdatny.
Bzdura, rzekł proboszcz.
Słucham? Odrzekł wikary.
Bzdura, proszę księdza wikarego, powtórzył proboszcz.
Księże kanoniku, zaczął wyjaśniać wikary, tu chodzi o to, że czasem wszyscy się mylą, a jeden ma rację. Zwłaszcza, jeśli przemyślał sprawę! Ten, co siedział, to był Marlon Brando, gwiazda Hollywood, a że aktorstwo polega właśnie na…
Nie o to mi chodzi, przerwał wikaremu proboszcz, po czym wstał ściągając ścierką rosół z twarzy.
Chodźmy do kurnika, powiedział, pokażę coś księdzu.
Plebania stała za kościołem a za plebanią kurnik. Proboszcz otworzył drzwi, poczekał, aż stanie w nich wikary. Kury patrzyły na nich
Kury! Słuchajcie, powiedział proboszcz, zaraz na ten kurnik spadnie bomba atomowa!
Wikary nigdy nie widział czegoś takiego. Proboszcz musiał aż przymknąć drzwi, bo wszędzie latały pióra, a hałas był nieopisany. Przez przymknięte drzwi wikary zauważył jednak kurę, ktora spokojnie siedziała na słomie. Złapał się za głowę i patrzył na nią. Proboszcz skinął na kurę i krzyknął do niej przez harmider: ty, nieruchoma, tłumacz się!
Kura coś odrzekła.
Wikary i proboszcz nie usłyszeli, co powiedziała kura, więc nachylili się i…
Właśnie, co powiedziała kura? zapytał Mistrz, jak miał w zwyczaju na koniec opowieści. Uczniowie patrzyli na niego w milczeniu. Ich mistrz pochodził z dalekiego kraju i często przywoływał dwie postaci duchownych ze swoich stron, także uczniowie skrytego wśród mgieł klasztoru nieźle już znali przygody wikarego i proboszcza. Wszyscy przez chwilę, siedząc na macie, słuchali deszczu rozbijającego się o liście bananowca.
W końcu jeden z uczniów wciął się w odgłos deszczu. Kura powiedziała, rzekł uczeń, że to zuchwałość uważać, że jest się pierwszym wikarym w wiosce, który opowiadał anegdotę o Marlonie Brando. Bo kura pamiętała poprzedniego wikarego!
Uczniowie śmieli się chwilę. Nawet Mistrz uśmiechnął się, ledwo, ledwo, po czym poprawił…
To już cała anegdota, stwierdził anioł rzucając karty na stół. No i o kim ona, dodał, jak nie o nas, aniołach stróżach, co gramy w karty. Po co zaś gramy? O, równo lej, jak już lejesz… anioł wychylił nalany kieliszek. By zapomnieć, kontynuował, o tych pierunach, co ich strzeżemy, którzy nigdy nie dadzą się zwariować, o tych stabilnych dwunogach, czytających anegdoty o Marlonie Brando, wikarym i kurze, gdy tymczasem coraz bliżej im
☐