Wiedziałem więcej o Ukrainie mając 10 lat, niż agent KGB, polityk światowego formatu, mistrz judo, Władimir Putin, gdy ma lat 70.
Na pytanie „czy Ukraińcy będą walczyli?” zadane dziesięcioletniemu mnie odpowiedziałbym: tak! Po czym zacytowałbym „Ogniem i mieczem”, w którym Sienkiewicz jasno stwierdza, że nie ma lepszej piechoty w polu, a zwłaszcza, jeśli się okopie, niż piechota zaporoskich kozaków. A Putin odpowiedział sam sobie: nie, nie będą się za bardzo bronić. Zakładał, że będzie najwyżej pod Lwowem jakaś partyzantka. Nie był naiwny, ale liczył na korupcję i słabość Ukrainy. Nie wierzył w jej istnienie, na co nie mógł sobie pozwolić młody czytelnik „Ogniem i mieczem”, bywali źli kozacy, lub obsesyjni, jak Bohun, ale zwykle przy tym piękni, a zawsze – groźni. Do tego – chaotyczni i nieobliczalni, pierwszej wody zawadiacy, gorsi nieco państwowcy.
Przyznaję, że na tym tle moje tak było nieco naiwne. Padłoby ze względu na to, że mając dziesięć lat mało wiedziałem o kondycji społeczeństw, o wadach narodowych, o korupcji, więc nie brałbym jej pod uwagę w ocenie ukraińskiej zdolności do obrony.
„Tak” odpowiedziałbym też ze względu na wiarę małego chłopca w dobry obrót spraw. To się nazywa nadzieja. Natomiast owo tak mnie, którego już nie ma, mnie sprzed tylu, Chryste Panie!, lat, byłoby tak wypowiedzianym głosem drżącym, bo już wtedy wiedziałem o militarnej potędze Rosji i o jej imperialnych ambicjach.
Wiedział o nich całe życie Władymir Putin, który jednak Sienkiewicza nie czytał, wiedział więc, co to imperium, ale nie wiedział, co to znaczy żyć cieniu imperium i czytać ze smutkiem, mając 10 lat, na końcu „Ogniem i mieczem”: Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą, co można innymi słowami powiedzieć tak: ponieważ Polacy nie umieli być braćmi Ukraińców w I Rzeczpospolitej, to już jej nie ma i stąd wciąż i ich, i naszą krew Moskal przelewa.
Stary Moskal, Putin, człowiek bez empatii, a więc z kaleką wyobraźnią, nie wie pewnie nawet dziś, po tylu miesiącach swej kalekiej i okaleczającej kampanii, że to on tę krew pobratymczą odtruł, bo Ukraina i za nas walczy.
Grają dzieci w Bramie Krakowskiej na gitarze, o czerwonej kalinie śpiewają, a mi wstyd, bo się bałem, że i Lwów wezmą, bo mi, jak Putinowi, też na rozumie krócej z każdym rokiem i drżałem wtedy, w lutym, że pójdzie bardzo szybko, że wróg stanie u bram, ale nie poszło. Nie przez dostawy, ale dlatego, że Kozak wbił pazury w ziemię czarną, ukrainną i gryzł czołgi, a jak mu zęby wypadały, to głową walił. A Putin nie żartuje; Rosja wypluwa z siebie na godzinę tyle ognia artylerii, co wtedy, gdy walczyła z diabłami w mundurach feldgrau, nazistami na serio, a nie tylko w propagandzie. Rosja pluje ogniem, ale mikre ma z tego sukcesy. Liczy je, zgrozo, tysiącami spalonych dzieci, ale mogło być o wiele gorzej, pół Ukrainy mogło być w terrorze, pół jechać za Ural.
Wojna rosyjska napastnicza na Ukrainę budzi grozę, ale mogła być tyleż gorsza! Mam 36 lat i pierwszy raz za mojej kadencji na świecie ubywa mi nie tylko rozumu, bo niestety, ubywa, przez pracę, edukację i inne podobne, ale i nareszcie Moskwie ubywa czołgów!
Nowa era się zaczyna, krew świeża, odtruta, tylko kacapa ze zgliszcz pogonić, tylko…
Mam łzy wdzięczności w oku, że, być może, nie będę musiał kopać rowów przeciwczołgowych i przechodzić tego całego marznięcia w okopach, nocnych marszy, by ubić jakiegoś zahukanego chłopca z Lipiecka czy buriackiego szamana, by, ginąć w końcu, uff, jakiś czołg spalić. Dzięki temu, że Ukraińcy się bronią, jak się bronią, mogę słuchać czerwonej kaliny, granej w lubelskiej bramie i w głębokim pogodzeniu się z prawami kosmosu obserwować, jak łyk połyku, rozum mi zmyka.
Może by się chcieli Ukraińcy ze mną zamienić (niektórzy się o siebie w końcu zadbali), ale wielu woli, co jest: po latach deptania, po wiekach pogardy, w końcu nie zamęczają w kazamatach Łubianki ukraińskiego poety, ani mu dziewczyny w gułagu nie gwałcą, tylko on może guzki nacisnąć i dron spuszcza granat z napisem „pozdrowienia z Polski” prosto w piękny, okrągły właz czołgu, a narzeczona, daj boże, idzie po pracy przez Lublin, przejść się, albo zrobić sobie paznokcie.
Straszliwa ta wojna i jej groza, ale ZSRR pełne jest szkieletów, co się teraz szeroko uśmiechają i szczerze, bo walczyć nie mogły, z rękami drutem związanymi. Niejedna łza wzruszenia na ukraińskiej, białoruskiej, polskiej, litewskiej, łotewskiej, estońskiej, fińskiej, czeczeńskiej, tatarskiej czaszce, kto zresztą wie jeszcze jakiej, kto wie, kogo jeszcze to imperium mordowało, czyje w tajdze grzebało kości.
Płacze też pewnie w piekle Sienkiewicz, a są to serdeczne łzy. Płaczą z nim wszyscy na „Ogniem i mieczem” wychowani, płaczą też, czekając na piekło, Brytyjscy i Amerykańcy generałowie Zimnej Wojny w willach nad bezpiecznymi jeziorami Zachodu, a płaczą z radości, że Ukraina walczy, że nie ma na świecie drugiej takiej piechoty, że Moskwa, zanim Lublin zajmie i Lizbonę, musi najpierw Dniepr przekroczyć, na co się, dzięki bogu, nie zanosi.