Bóg Gorkiego [1]

Nabokov czyta u Maksima Gorkiego, że morze było roześmiane. Nabokov komentuje, że to złe pisarstwo. Co można rzec o morzu? Tylko, że jest duże. Tak pisał o morzu Czechow w reportażu z katorgi na Sachalinie, zauważa Nabokov. Sprawa o morze stoi, jak widać, między rosyjskimi pisarzami. Dużymi!

Nabokov uważa, że od Gorkiego-pisarza większy jest Gorki-człowiek. Zapewne jest ciekawszy. Ja uważam, że widać to w tym, co Gorki pisał o Bogu. O Bogu roześmianym lub nie, bo Gorki zna Ich dwóch. Osobliwym teologiem jest ten największy pisarz ZSRR. Pisze on dwom Bogom ikony w „Dzieciństwie” i dalej, w „Między Ludźmi”, pali im tam kadzidło wspomnień i, zapędzając się tam, gdzie tafla religii zawsze jest najcieńsza, głosi o nich kazania. Taki to komunistyczny pisarz.

Nad całą czerwoną prozą Gorkiego unosi się Bóg.

„Dzieciństwo” Gorkiego pokazuje los półsieroty w Imperium carów. Po pierwszych stronach pomyślałem o literaturze obozowej. Prowincjonalne miasto rosyjskie jako wyspa GUŁAGu, tylko jeszcze ukrytego, jak ukrywa się w proroctwach Starego Testamentu Pan Jezus, by się potem objawić. Ukryty Gułag, na razie bez wieżyczek, gdzie jeden drugiego sąsiad pilnuje, a drut kolczasty to bieda.

Gorki to pseudonim Aleksejego Nikołajewicza Pleszkowa, wzięty od słowa gorycz. W nowym kraju uhonorowali go komuniści, zmieniając nazwę rodzinnego Niżniego Nowogrodu na Gorki. W młodości Gorkiego było to miejsce smuty. Szarość przełamywały dwie twarze, babci i dziadka. Postaci te są wielkie w prozie Gorkiego, wywyższają ją ponad to, co sam osiągnie w fikcji. Rozsadzają ją wręcz, a on im rozsadzać pomaga, ich portrety rysowane węglem na kawałku starego kalendarza wywyższa ponad ikony. Babcia i dziadek. Dziadek i babcia. O ojcu, o matce ledwie frakcja tego, co o nich.

Od babci i dziadka zaczyna się Bóg u Gorkiego, a nawet dwóch Bogów.

Na pierwszy ogień weźmy dziadka. Jak wspomina Gorki, rano, zanim stanął przed ikonami, długo się mył, potem schludnie ubrany, starannie przyczesywał rude włosy, przygładzał bródkę i przejrzawszy się w lustrze obciągał jeszcze na sobie koszulę, wpuszczał końce czarnej chustki za kamizelkę i ostrożnie, jakby się skradał, szedł ku obrazom. Stawał zawsze na tym samym sęczku w desce podłogi, podobnym do końskiego oka, przez chwilę stał w milczeniu, z opuszczoną głową, z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała, jak żołnierz. Potem, prosty i szczupły, mówił dobitnie:

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!

Zdawało mi się, że po tych słowach w pokoju zalegała szczególna cisza. Nawet muchy brzęczą ciszej.

Ten sęk przypominający oko końskie to jest locus theologicus, miejsce teologii Boga dziadka. Oko Boga patrzy na człowieka, który się modli. Ale czytelnik dowiedział się na poprzednich słowach, jak dziadek żyje i dlatego te jego przygotowania pachną bluźnierstwem. Są jak czyste buty uSS-mana. Dziadka absorbuje to ukryte oko Boga, śledzące jego czyny. Gorki domyśla się, że jeśli Bóg patrzy, to oczami stworzeń. Te zaś oczy dziadek napełniał łzami, albo wybija. Oczy koni, parobków, synów, córki, oczy swojej żony, czyli babci Gorkiego. Dom swój dziadek karmi przemocą.

Przemoc to żywioł teologii dziadka. Źródło i szczyt przemoc ta ma w Bogu. Opowiadając mi o niezmierzonej potędze bożej, wspomina Gorki, dziadek podkreślał zawsze przede wszystkim okrutne przejawy tej mocy: oto zgrzeszyli ludzie — i nawiedził ich potop; znów zgrzeszyli — spalone i zburzone są ich miasta; oto Bóg zesłał na ludzi głód i mór. Bóg — to miecz nad ziemią, bicz na grzeszników. Nie jest to Pan Bóg nowej Ewangelizacji! Ba, nawet nie ten z prawd wiary, co je ukuli stulecia temu wileńscy jezuici, który za dobre wynagradza, a za złe karze, tylko taki, co, zachowując dla siebie swe zdanie o dobru i złu, po prostu siecze. A jak jakimś cudem nie siecze, to już tym samym bardzo wynagradza.

Społeczeństwo zbudowane na dziadkowej teologii, opisuje Stanisław CAT Mackiewicz w swojej książce o Dostojeskim. Baron Wrangel, pisze Mackiewicz, miał cztery lata za czasów wojny krymskiej. Ubrano malca w mundur żołnierza pospolitego ruszenia. Idąc w towarzystwie swej niańki po desce rzuconej na topniejący śnieg w Ogrodzie Letnim w Petersburgu spotkał nadspodziewanie Mikołaja I. Malec wlazł w mokry śnieg, wyprostował się i oddał zręcznie honory wojskowe.

Piękny jak Apollo cesarz był już wtedy stary, ale wciąż wysmukły, olbrzymi, w złocistym hełmie na głowie.

Pospolitak? — zapytał chłopca.

Tak jest, Wasza Cesarska Mość — krzyknął ten służbiście.

Kto twój ojciec? — zapytał cesarz, ubóstwiający musztrę wojskową i ubawiony żołnierską sprawnością malutkiego jegomościa.

Chłopczyk wymienił tytuły i stanowisko swego ojca.

Aa… pamiętam… powiedz tatusiowi, żeby bił cię częściej… czik, czik, czik, to pożyteczne dla takich jak ty.” Taką anegdotą wprowadza Mackeiwicz w życie i twórczość innego dużego, może nawet bardzo dużego pisarza rosyjskiego.

Gdy Dostojewski umierał, Gorki miał 13 lat i był bity. Dziadek prawie go zatłukł, a ludzie wokoło mówili, e, teraz to nie ma bicia! Kiedyś, to dopiero bito! Jak? Wróćmy do Mackiewicza: za czasów dzieciństwa Dostojewskiego bito wszystkich od góry do dołu państwa. Bito chłopów, bito żołnierzy, bito dzieci, uczni, studentów, kadetów. Bito ze wściekłości, z gniewu, pod wpływem pijaństwa, bito tytułem wyrzeczonej przez sąd kary, wtedy nawet mordowano biciem okrutnie: 3000 pałek, 1000 rózeg; bito dyscyplinarnie, bito pedagogicznie, bito dla żartu.

Nie jest to tak egzotyczne, jak byśmy chcieli. W Polsce też bito, a i dalej bicie dzieci malowane bywa u nas jako przyrodzone prawo w ręku dużego człowieka, stojącego ponad człowiekiem małym. Duże morze! Stare czasy miały to właśnie do siebie, to przyzwolone bicie, tylko jeszcze mocniej. Przemoc była powszechna. Kogo nie przekonują statystyki, jakie Steven Pinker i podobni mu badacze gromadzą w książkach o obecnym zmierzch przemocy, tego może przekonać właśnie „Dzieciństwo” Gorkiego.

Dziś tak już nie biją. Dlaczego? Powodow jest wiele. Pinker wspomina, między innymi o prozie jako o przyczynie niebicia. Pisarze dawali głos tym, których bito i głos ten jest dziś słyszany. Ten właśnie głos daje sam sobie Gorki w „Dzieciństwie”.

O Bogu dziadka Żydzi opowiadają nastepujący kawał: Jeśli Boga nie ma, to dzięki Bogu, jeśli zaś jest, to niech nas ręka Boska broni!

To Bóstwo dziadka równoważy Bozia babci. Ta kobieta wstąpiła w dusze chłopca, a potem weszła dzieciństwo i zyskała nieśmiertelność już tu, na ziemi. Jej niezłamany niczym optymizm, miłość życia to całe przedstawienie, które odgrywa przed nami na deskach prozy swego wnuka. Inspirujące przedstawienie. Dobro i piękno buntuje się w tej kobiecie przeciw rzeczywistości, nie sięgając po przemoc, choć czasem ją maskując.

Bardzo mi się podobał Bóg babci, pisze Gorki, taki jej bliski, i często prosiłem:

Opowiedz mi o Bogu!

Mówiła o nim w szczególny sposób: bardzo cicho, dziwnie przeciągając słowa, z przymkniętymi oczami, nieodzownie przy tym siedząc; czasem podniesie się, znów siądzie, narzuci na gładko zaczesane włosy chusteczkę i mówi długo, póki nie zasnę:

— Siedzi Pan Bóg na wzgórzu wśród rajskich łąk, na szafirowym tronie pod srebrnymi lipami — a te lipy kwitną przez calutki rok; nie ma w raju ani jesieni, ani zimy; kwiaty nigdy nie więdną, tylko kwitną nieustannie na chwałę świętym Pańskim. A dokoła Pana Boga unoszą się chmary aniołów — jak kiedy śnieg pada albo pszczoły się roją — i niby białe gołębie latają z nieba na ziemię i znów do nieba, i wszystko Bogu opowiadają o nas, o ludziach. Tam jest i twój anioł, i mój, i dziadka — każdy ma swojego, Bóg jednaki dla wszystkich.

Wiecznie kwitnące lipy… Polskiemu księdzu do zakochania brakuje w tym obrazie chyba tylko Matki Bożej. Ona to jednak osobny traktat w teologii Babci, potem po niego sięgniemy. Bóg babci jest bliski i dobry, jak w wierszu Świetlickiego.

Mocą babcinego Boga są bajki.

Kiedy mówiła o Bogu, raju, aniołach, stawała się mała i cicha, wspomina Gorki. Twarz jej młodniała, z wilgotnych oczu biła szczególnie ciepła jasność. Brałem do rąk ciężkie, atłasowe warkocze, okręcałem sobie nimi szyję i w bezruchu słuchałem z napięciem nie kończących się opowieści, których nigdy nie było mi za wiele.

— Człowiekowi nie sądzono oglądać Boga — oślepnie; tylko święci patrzą na Niego do woli. Ale aniołów to widziałam: ukazują się, kiedy człowiek ma duszę czystą. Byłam w cerkwi na porannym nabożeństwie, a tu przy ołtarzu dwaj chodzą jak obłoki: widać przez nich wszystko na wskroś; jasne są, jasne, a skrzydła sięgają im do ziemi — koronkowe, muślinowe. Chodzą dokoła ołtarza i pomagają ojcu Ilji, staruszkowi: gdy modląc się podniesie swoje drżące ręce, podtrzymują go za łokcie. Ojciec Ilja był sta- rusieńki, ślepy już, potykał się o wszystko i wkrótce potem zszedł z tego świata. Jak je wtedy zobaczyłam, zamarłam z radości, serce bić mi przestało, łzy płyną z oczu… Och, piękne to było! Oj, Lońko, duszo gołębia, dobrze jest u Boga i na ziemi, i w niebie… tak dobrze…

Miała babcia Gorkiego swoje mistyczne doświadczenia. Przypomina tym przenajświętszą babcię ze wspomnień Herberta i moją przenajświętszą babcię, jak też Matkę Bożą z pewnej afrykańskiej modlitwy, z której zapamiętałem taki wers: w Tobie nie było pogardy dla żadnego człowieka.

Podkreślmy jeszcze różnicę między Bogiem babci, a Bogiem dziadka, aby potem przejść do ciekawszego, do podobieństwa.

Gorki czuł, że dwaj Bogowie rozdwajają mu duszę. Bóg dziadka, pisze on, budził we mnie strach i wrogość: ten Bóg nikogo nie kochał, obserwował wszystko surowym, bacznym okiem i przede wszystkim wynajdywał i widział w człowieku zło, grzech. Było rzeczą jasną, że nie dowierza człowiekowi, że wciąż czeka na jego skruchę i lubi karać. Bóg był najdoskonalszy, najwznioślejszy ze wszystkiego, co mnie otaczało — Bóg babci, taki kochany przyjaciel wszelkiego stworzenia. I jakże mogło mnie nie dręczyć pytanie: jak to być może, że dziadek nie widzi dobrego Boga?

Bóg dziadka, jak katechizm przykazał, był wszechmocny i wszechwiedzący. Co do Boga babci, Jego wyznawczyni doszła do wniosków podobnych, jak niektórzy współcześni teolodzy: To Bóg nie wie wszystkiego? — spytałem zdumiony, na co cicho i smutno odpowiedziała:

— Gdyby wszystko wiedział, toby ludzie chyba wielu rzeczy nie robili. On tam na pewno, Ojciec nasz kochany, patrzy i patrzy z niebiosów na ziemię, na wszystkich nas grzesznych, a czasem, bywa, jak nie zapłacze, jak nie zaszlocha: “Ludzie wy moi, ludzie, mili moi ludzie! Och, jak mi was żal!”

Sama zapłakała również i nie ocierając mokrych od łez policzków odeszła modlić się przed ikonami w kącie pokoju.

Dobrym ludziom trudno wytrwać w monoteizmie. Drogą, jaką bluźnierstwo wkrada się w modlitwy takiej osoby, jest współczucie, które obejmuje samego Autora świata.

Bóg babci to żaden monoteistyczny Absolut. Nie wie wszystkiego, nie ma dla nas leku. W ten sposób babcia z kolei rozwiązuje stary paradoks teologii, starszy pewnie niż Epikur, który go głośno wypowiedział. Jak to jest? Jeśli jest dobry, to nie może być wszechmocny, i tak dalej. Babcia stwierdza, że jest dobry, ale nie jest wszechmocny. Moja babcia podobnie mówiła.

Kiedyś byłem na rosyjskim filmie „Dom wariatów”. Rzecz o wojnie w Czeczenii, i mamy tam scenę wcielenia Boga babci. Człowiek chory psychicznie w zrujnowanym szpitalu, przez który idzie front, patrzy na jabłko. Patrzy z miłością, po czym komentuje: Co mogę z nimi zrobić, jak tylko im przebaczyć? Jakby jabłko było Ziemią.

Bajki babci o Bogu są doskonałe. Smakują zwłaszcza w lesie, bo o ile dziedziną Boga dziadka jest smutne miasto, to Boga Babci – zielony las.

Pewnego razu, co Gorki opisał w drugiej części wspomnień, w „Między ludźmi”, poszli z babcią na grzyby. Kłaniając się czarnej ziemi, pisze Gorki, bogato przybranej we wzorzystą szatę traw, opowiada mi, jak ongiś Bóg, zagniewany na ludzi, zalał wodą całą ziemię i zatopił wszystko, co na niej żyło. — A luba matka Jego zebrała zawczasu wszystkie nasionka do kobiałki i schowała je, a potem prosi słoneczko: „Osusz ziemię od końca do końca, ludzie będą za to śpiewać chwałę Twoją.” Słoneczko ziemię osuszyło, a Matka Boska obsiała ją przechowanym ziarnem. Patrzy Pan Bóg — ziemia znów życiem porasta: i trawą, i bydłem, i ludźmi!… „Kto to — powiada — sprzeciwił się mojej woli?” Wtedy matka przyznała się przed nim do winy, ale że Panu Bogu samemu smutno było patrzeć na pustą ziemię, więc powiedział: „Dobrześ zrobiła!”.

Maksim miał już jednak za sobą staż na katechezie.

— Czy to naprawdę tak było? Matka Boska urodziła się przecież długo po potopie.

Z kolei babcia jest zdziwiona. — Kto ci to powiedział? — W szkole; w książkach jest tak napisane… Uspokojona, radzi mi: — Nie zaprzątaj sobie tym głowy! Zapomnij, co piszą w tych tam książkach; kłamią te wszystkie książki! – I śmieje się cichutko, wesoło. — Co też to wymyślili, mądrale! Jakże to, Bóg był, a matki nie miał? A któż Go urodził? — Nie wiem. — No widzisz! Uczyłeś się, uczyłeś, aż się do „nie wiem” douczyłeś!

Potem dochodzi do tego, że chłopiec twierdzi, że rodzicami Matki Bożej byli Joachim i Anna, na co babcia grozi, ze obije chłopca, jeśli będzie twierdzić, że Matka Boża była Maria Joachimowna. Chłopiec przywołuje jednak nieco zapomnianą postać Jezusa i w ten sposób udaje mu się babcię zaplątać w jej własną teologię. Idą dalej przez las, a babcia dalej wzdycha do Światłości Ziemskiej, do przenajświętszej Bogarodzicy.

Zarówno babcia, jak i dziadek to przedstawiciele teologii ludowej.

Rosja bujnie kwitła tą teologią, setkami, tysiącami sekt, od starowierców po dziuromódlców. W teologich tych zmieniało się wszystko. Trójca spokojnie mogła składać się z Boga Ojca, Maryi i św. Mikołaja. Było tam trochę pogaństwa, a trochę chrześcijaństwa, a nawet bywało nieco nauki, ale zawsze najwięcej było poezji. Babcinej bajki. Jedno, co się nie zmieniało, to obietnica. Babcia Gorkiego, jak i dziadek, proszą o zbawienie i ratunek.

Dziadek zaznacza w kalendarzu miejsce, gdy Bóg ocalił go przed znalezieoniem kontrabandy przez policję.

Babcia poleca Bogu swe nieudane dzieci.

Oboje czasem wątpią, oboje co rusz popadają w herezje. Bogowie ich zaś przenikają się. Dobrotliwy przyzwala, by dziadek trochę chłopca potarmosił, a złośliwy płacze nad pobiciem, jakiego doznał kiedyś dziadek. Raz dziadek prawie zatłukł swoją żonę, a ona potem tłumaczy wnuczkowi, że miał jako mąż takie prawo, skoro odpowiada za żonę przed Bogiem.

Diabły, co ciekawe, bardziej intrygują babcię, niż dziadka. Może dlatego, że w jego teologii kto inny robi ich robotę. Bardziej niż dziadek, ma też babcia słabość do ikon. Z przyjemnością i zainteresowaniem przyglądałem się, wspomina Gorki, jak wycierała kurz z ikon, jak czyściła ich szaty. Ikony były wspaniałe, w koronach zdobnych w srebro, perły i kolorowe kamienie. Zręcznymi rękami brała ikonę, z uśmiechem patrzyła na nią i mówiła z czułością:

— Jaka miła twarzyczka!

Przeżegnawszy się całowała ją:

— Zakurzyłaś się, zakopciłaś, Matko Wszechmocna, Radości Niewyczerpana! Spójrz, Lonia, duszo gołębia, rysunek taki delikatny, figurki takie maciupeńkie, a każda osobno stoi. Nazywa się to Dwanaście świąt; a pośrodku Matka Boska Teodorowska, dobroci nie- przebranej. A tutaj, o — Nie płacz po mnie, Matko, widząc mnie w grobie…

Niekiedy wydawało mi się, że z takim przejęciem i tak na serio bawi się ikonami, jak mała, zahukana Katarzyna — lalkami.

Żeby trochę zrehabilitować dziadka, i on bajki opowiadał. Przywołajmy jego dialog z młodym Gorkim o urzędach: Odpowiadaj: jakie są urzędy anielskie? Odpowiadałem i pytałem:

— A co to są urzędnicy?

— Ech, jak cię korci! — Uśmiechał się, chowając oczy, i poruszając ustami, jakby coś przeżuwał, wyjaśniał niechętnie:

— To Boga nie dotyczy, urzędnicy to ziemskie sprawy. Urzędnik to prawojad, prawa pożera.

— Jakie prawa?

— Prawa? To znaczy obyczaje — weselej i raźniej już mówił dziadek błyskając mądrymi, przenikliwymi oczami. — Żyją ludzie, żyją i umówią się: tak będzie najlepiej, to przyjmiemy jako swój obyczaj, ustanowimy jako regułę i prawo I Na przykład dzieciaki, kiedy się zaczynają bawić, umawiają się, co i jak, w jakim porządku prowadzić zabawę. Ta umowa to jest właśnie prawo!

— A urzędnicy?

— Urzędnik podobny jest do łobuza: przyjdzie i wszystkie prawa podepcze.

— Dlaczego?

No, to nie na twój rozum! — mówi nachmurzywszy się surowo i znów poucza: Wszystkie sprawy ludzkie są w ręku Bogal Człowiek pragnie jednego, a Bóg drugiego. Wszystko, co ludzkie, jest nietrwałe. Bóg tylko dmuchnie, a wszystko obróci się w proch i pył.

Miałem wiele powodów do interesowania się urzędnikami, więc dopytywałem się: — A wuj Jakub śpiewa:

Anioły jasne — urzędy Pana, A urzędnicy — sługi szatana!

Dziadek podgiął dłonią bródkę, wsunął ją do ust i zamknął oczy. Policzki mu drgały.

Zrozumiałem, że powstrzymuje śmiech.

— Dobrze by było związać ciebie z Jaszką za nogi i puścić na wodę! — powiedział. —

Coś i u nas trwa z tej filozofii prawa. Ale dla tego konkretnego chłopca kryło się w niej złowróżbne proroctwo o urzędniku, co pożre wszelkie ludzkie prawa. Wąsacz. Stalin. Na jego tle najgłupszy carski stupajka będzie jawić się w ciepłej aureoli rodem z babcinych bajek.

Jutro część druga 🙂