Stąd i stamtąd, Alfred Marek Wierzbicki

Written by:

Lektor w garniturze czyta „podglądałem wiewiórkę w parku” z tomiku Alfreda „Kogut w Akwilei”. Alfred, ty grzeszysz! Krzyczy na to ktoś zza sceny. Lektor zaczął ryczeć. Spadł ze stołka. Za nim cała sala upadła. Dwustu chłopa. Ryk. Ryczał też ówczesny prorektor seminarium, ksiądz Alfred Marek Wierzbicki, profesor doktor habilitowany, kanonik gremialny kapituły lubelskiej i kapelan Jego Świątobliwości, a ostatnio także laureat nagrody PEN Clubu. Już po tych tytułach słychać, że życie nie oszczędzało Alfreda. Życie to nie studencki kabaret.

Ja też nie będę oszczędzał Alfreda, bo zgrzeszył. W swoim tomiku „Stąd i stamtąd” zaatakował lubianego przeze mnie poetę i mnie samego. Napisałem niżej długą pokutę, tak długą, że aż dzielę ją na części.

1

Moje rozliczenie z Alfredem wyjdzie mu na dobre. W celi na Zamku w Lublinie ktoś wydrapał: Boże, obroń mnie przed moimi przyjaciółmi, przed moimi wrogami obronię się sam”. Tak jest z Alfredem. Na okładce nowego tomiku, „Stąd i Stamtąd” przyjaciele piszą, że nowy tomik „to nasycony emocjami poetycki raptularz prowadzący żywy dialog ze współczesnością”, który okazuje się „jakże potrzebnym głosem piętnującym społeczne zło” i tak dalej. Od humanizmu oczy aż pieką. Przyjaciele Alfreda z wydawnictwa Znak umieścili jeszcze z tyłu okładki zdjęcie Alfreda. Niestety, złamali reguły lubelskiej ikonografii, bo poeta nie trzyma telefonu. Widać zerwanie z KUL-em. Profesorowie KUL okładkach swoich książek często rozmawiają przez telefon. Wracając do Alfreda, z przodu okładka ma skrzydło nasionka klonu i skrzydło renesansowego anioła, co wiąże się z tytułem: „Stąd i Stamtąd”. Wobec tych faktów nadzieją Alfreda są jego wrogowie. Oni nie zawodzą.

Nie mam zamiaru stawać w jednym rzędzie z wrogami Alfreda. To cenzorzy. A przecież to oni wylansowali go na kanwie sprawy Margot. Grzech Alfreda, według nich, polegał na szacunku – kanonik PEN Clubu mówił o osobie transseksualnej wybranym przez nią imieniem. KUL zawrzał, a wraz z nim zawrzała sława Alfreda. Nic to, że „Alfred, ty grzeszysz!”, które mówią mu inni księża profesorowie, pozbawione jest dowcipu, że listy, w których wzywają do sądu do Sądu Bożego nad Alfredem, są długie. Sława i tak rośnie. A do sądu Bożego chyba nie dojdzie – broni nas prawo unijne.

Taki sąd polega na tym, że grono naukowców katolickich wrzuca chłopa w wodę. Jeśli ten wypływa, to wiadomo: liberalizm i dialog z LGBT go unosi. Gdy nie wypływa, to ubolewamy, bo może jednak był Polakiem i księdzem, chociaż, jak Alfred, trochę zbytnio lubił Adama Michnika. Proste, prawda? Ale skuteczne było może sto lat temu. Teraz średniowiecze mija nawet w dorzeczu Wieprza. Wbrew snom wrogów Alfreda trwa wiek cyfrowy. Pławienie na sądzie Bożym uczyniło by Alfreda najsławniejszym polskim poetą, ale niestety, jego wrogowie boją się to zrobić, więc zostają im apele, a Alfredowi laury PEN Clubu.

Stosy i pławienia niech omijają Alfreda zawsze. Niech dostaje liczne nagrody. Lubię go nawet trochę i czasami. Pożyczył mi kiedyś „Ziemię Berneńską” Stempowskiego.

Krytykuję Alfreda po to, by oznajmić, że uznaję, że ma prawo do mówienia, co myśli i stawania w obronie poniżanych. Niech żyje wolność słowa! Póki może, póki dycha. Sprawa z pedofilią dowiodła, że bez wolności słowa nie ma życia w Kościele. Ale też właśnie o tę wolność słowa i o obronę słabszych mam z Alfredem spór. Tomik „Stąd i stamtąd” mi to przypomniał.

PEN Cluby i Kluby Tygodnika tego nie wychwycą, ale Alfred czasem pisze, jakby był przyjacielem swoich wyżej opisanych wrogów.

2

Alfred gromi w „Stąd i Stamtąd” Petera Singera, ks. Bakę, Jarosława Marka Rymkiewicza, mnie i Boga. Niezłe towarzystwo! Baka i Pan Bóg niech się sami bronią. Żyją w niebie i mogą zorganizować naloty na Alfreda. Ja biorę sprawę swoją, Rymkiewicza i Singera.

Najpierw Peter Singer. Tego etyka, jak Alfreda, rozsławili konserwatyści. Alarmowali, że chce dla zwierząt ludzkich praw, w konsekwencji czego, skracam ich wywód, w Polsce grozi nam, że będzie jak w Hiszpanii. Alfred ma do Singera inne pretensje. Według Alfreda źle, że Singer krytykuje media. Tak pisze w wierszu „Wina mediów”:

Zaskoczył mnie Peter Singer pisząc,

że czarny obraz świata narzucają media,

jakbym słyszał księdza z parafii na przedmieściach.

Singer twierdzi, że sfera altruizmu powiększa się. Ludzie są mniej okrutni, prawo ich jednak powoli wychowuje, itd. Potwierdza to brak sądu Bożego nad Alfredem, o którym pisałem. Ciekawe swoją drogą, że inicjatorami apeli przeciw Alfredowi nie są księża z przedmieści, którymi Alfred chyba trochę gardzi, ale znający języki, utytułowani od stóp do głów profesorowie.

Znam duszpasterzy na przedmieściach zdolnych pojąć, że media malują świat w czarnych barwach, bo ludzie tego słuchają. Na tysiąc zdrowych dzieci to jedno chore pojawia się w gazecie, i tak dalej. Sa na ten temat badania. Singer je zna. Alfred upraszcza jednak i robi z Singera głupka. Sugeruje, że Singer uważa, że wystarczy, że media nie będą pisać o złu, a świat będzie lepszy. Oczywiście, Singer tak nie uważa. Zwraca tylko uwagę na najprostszą rzecz na świecie – ludzie mają skłonność do czarnowidztwa. Czarnowidzem, jak jego wrogowie, jest też Alfred.

Czasy nie są złe. Gorzej bywało! W najlepszym wierszu tomiku „Stąd i stamtąd” Alfred zachwyca się, że smaży jajecznicę. Nie zawsze tak było. Jeszcze we wojnę musiałby może Alfred wspiąć się na bez i kraść jajka słowikom.

3

Czarnowidztwo Alfreda każe mu widzieć w Rymkiewiczu najczarniejszego nihilistę. Alfred zarzuca mu „krew i nicość”. Alfred jako obrońca humanizmu i chrześcijaństwa. Ale przed kim! Przed Jarosławem Markiem Rymkiewiczem. Kto to jest Rymkiewicz? Otóż, w wierszach Rymkiewicza Bóg gra z Shuberem na dwa fortepiany. Koty niosą niewidzialne papieskie ordery na pogrzebie kota. Koszałek Opałek umiera. Brahms też jest skrzatem. Ciała w grobie łapią się za dłonie i mówią: jak miło kochać się w ciemności. Kozacy napadają na Biedronkę, przewracają regały z winem. W wierszach Rymkiewicza litewskie rzeki płyną. Mickiewicz wali pięścią w stół na Watykanie i woła, „Ojcze święty! każdy, ale to każdy gawron ma być zbawiony!” Tak: Adam Mickiewicz wali u Rymkiewicza pięścią w stół papieża i woła, że każdy gawron ma być zbawiony! A koty mają dostać ordery! W wierszach Rymkiewicza Polski jest zbyt dużo, wycieka z nich ona czerwoną, cieknie krwawą strugą. Ale jak on ją kocha! Jak Polska się pasie tą jego miłością. Nie tylko krew i nicość, ale i czułość.

Owszem, poglądy polityczne Rymkiewicza przypominają czasem dziada tańczącego wśród grobów. Ale Rymkiewicz to dziad, co za uzbierane pod cmentarzem pił z Nietzchem i z Mandelsztamem wino owocowe. A czwarty kubek nalali Koszałkowi.

Na Sądzie Bożym nie nicość, jak chce surowy ks. Alfred, stanie w obronie Rymkiewicza, ale cała masa stworzeń, od gawronów, poprzez te różne Nietzsche i Brahmsy, przez archanioły, aż do kotów. Alfred miał kiedyś wiewiórkę w wierszu, ale teraz woli mieć wartości. A fe!

4

A teraz grzech Alfreda przeciw mnie. Otóż czepia się Alfred, że kiedyś nosiłem koronki! Margot pewnie by je wybaczył, ale księdzu z przedmieścia?

CO SIĘ STAŁO?

Czytaliśmy Redemptor Hominis i Miłosza,

Starsi karmili się Mertonem i Soborem,

Dziś klerycy fascynują się memami

Zohydzającymi uchodźców i gejów.

Ni wiosny, ni radości, ni nadziei.

Nicość w fioletach i koronkach zwiera siły przeciw nicości.

Przez morza i wszystkie święte wody

Płynie plama śmieci większa niż Polska.

Gdzie się podziejemy?

Co się stało? Mam ochotę sięgnąć po starą, antysemicką pyskówkę: kurczę Żyda zadeptało! Nikomu bym tak wulgarnie nie odpowiedział, ale właśnie Alfredowi muszę. Bo u Alfreda wszystko opiera się na ładnej fasadzie i na uogólnieniu, aż człowiek ma ochotę rzucić błotem w ten humanizm. Dlaczego?

Otóż wiersz ten powstał po tym, jak jakiś kleryk z lubelskiego seminarium zalajkował, albo i opublikował, jakiś podły, rasistowski mem. Ze swoich czasów pamiętam, że na zebraniach wychowawców godzinami rozważali, czy dany kleryk nie pierdnął w nieodpowiednim momencie. Taki mem więc spowodował burzę w seminaryjnej szklance. Alfred też ubolewał. Łatwo ubolewać, Alfredzie, nad losem uchodźców i gejów, co płyną daleko od nas. Ale i kleryk, nawet taki, to człowiek.

Teraz pojadę osobiście: Jak miałeś nas pod sobą, ile razy zdradziłeś nam, gdzie idziemy pracować? Czy powiedziałeś, że powinniśmy się cieszyć, jeśli po święceniach trafimy do pracodawcy, co nie będzie nas okradał? Że mobbing i znęcanie się dla wielu będzie chlebem powszednim? Przypomnę Ci. Otóż nie mówiłeś tego, Alfredzie. Tak jak niewiele masz do powiedzenia, gdy Cię pytają o pedofilię w Kościele. Trudno mi uwierzyć, że gość, który pisze niezłe wiersze (większość w Twoim nowym tomiku jest niezła) nie wiedział, co się dzieje i jak to działa. Tylko, że nie trzeba głośno mówić. Jeśli trzyma się fasada, możesz na niej, Alfredzie, siedzieć jak aniołek ze wstęgą z napisem: chrześcijański humanizm.

Bo czyje pokolenie sprowadziło, Alfredzie, najgorszy kryzys na Kościół, kryzys gwałcenia dzieci? To nie my, którym odbiło koronkami i Mszą Trydencką, i łaciną. Poszliśmy za tym, bo wasz Kościół Mertona i Soboru to Kościół pozoru, który ładnie mówi, ale nic nie rozumie i po kryjomu depcze słabszych. Redemptor hominis mówi, że człowiek jest drogą kościoła, a to wy, kanonicy PEN Clubu i kanonicy klubu Gazety Polskiej, wszystko jedno, łazicie sobie po tej drodze z poetyckimi raptularzami, pisząc jak Baka, albo jak Szymik. Koniec apostrofy do Alfreda.

5

Nie, jednak jeszcze nie skończyłem. Żeby było jasne. Alfred w wierszu „Co się stało?” Boi się, że po czasie wiosny Kościoła, jaka przypadła w latach sześćdziesiątych, gdy Kościół pozbył się łaciny i starej Mszy, nadejdzie czas reakcji, konserwatyzmu, nicości w koronkach. A przecież to wtedy, gdy niektórzy czytali mertona i zachłystywali się soborem, miały miejsce zbrodnie. Do spraw torturowania dzieci, którymi da się wypełnić całą bazylikę św. Piotra, aż po każdą szafę na ornaty i po kibel dla gwardii szwajcarskiej, dołączyły sprawy mordów na dzieciach z Irlandii i z Kanady. To nie klerycy w koronkach to robili i nie oni na ten temat milczeli.

Nie byliśmy święci, oczywiście. Nie dam sobie ręki uciąć, że żaden z tradycjonalistów się w seminarium nie masturbował. Ale ta groza Alfreda, że kleryk coś polajkował na facebooku, albo, że lubi starą mszę, albo, że drażni go słowo dialog, jest kompromitująca.

Największa klęska w dziejach chrześcijaństwa, jaką są tortury na dzieciach, nie jest winą naszego pokolenia. To dokładnie dlatego, że widzieliśmy, że w kościele jedno się mówi, a drugie robi, powstawał odruch wymiotny. A Alfred wraz z kolegami wpychał nam do gardeł rzeczony sobór, Mertona, swoje wiersze, felietony ks. Winiarskiego, zamyślenia ks. Życińskiego i dialog z Żydami.

Co znaczy propaganda! Do seminarium wszedłem z muzyką żydowską na słuchawkach. Gdy zdjąłem słuchawki, usłyszałem, że mój stosunek do Żydów jest miarą wszystkiego. Moralną linijką w dłoniach rozmaitych Alfredów. Ich walka z antysemityzmem przywodziła na myśl historyjkę, jaką pewien Żyd opowiedział o źdźble i o belce. Było to nieznośne. Stałem się antysemitą, choć takim, co zabiłby nazistę gołymi rękami, a z Żydówką poszedł badać Pisma. W każdym razie w oczach wychowawców w seminarium byłem jak ten kleryk od memów.

Był wtedy w seminarium jeden gość, co teraz robi bodajże w wydawnictwie, a wtedy nas wychowywał, i jemu równo odbiło. Kupił sobie naczynia do ablucji. Oczywiście goje, czyli my, wnieśliśmy mu je do mieszkania; w piątki wieczorem tańczył z torą przywitanie szabatu, co urażało moje uczucia religijne, bo w tamtym czasie dużo myślałem o śmierci Pana Jezusa w piątek. Tu zdarzył mi się antysemicki wybryk. Napisałem na karteczce to zdanie ze św. Pawła, gdzie sugeruje on chrześcijanom, którzy chcą być Żydami, by obcięli sobie nie tylko kawałek skórki, ale całego ptaka. Karteczkę tę wetknąłem w drzwi wychowawcy. Mieli o czym mówić przez rok na zebraniach i mógł ubolewać biedny Alfred.

Gdy tylko wyszedłem z seminarium, to znaczy, gdy skończono stręczyć mi judaizm w prymitywny sposób, ponownie wróciłem do miłłości nie tylko do Żydów, ale i, co rzadsze, także do ich państwa, do Izraela.

6

Ktoś powie, że czepiłem się niszowego wiersza. to właśnie on będzie najczęsciej przywoływany. Bo Afred oddał w nim ważną emocję – lęk całej masy ludzi, którzy nie rozumieją, dlaczego nie wszyscy chcą mysleć, jak oni.

Zresztą, i ja uczestniczyłem z Alfredem w tamtych grzechach. Wysstarczy sięgnąć po gazetę, krórą współtwoorzyłem pod Alfredową pieczą. Nie ma tam nic ciekawego. Omijane są wszystkie prawdziwe tematy. Nie pisaliśmy szczerze, jak i żadna kościelna gazeta szczerze nie pisze. Najpierw muszą świeckie napisać. Dopiero lata po rozlaniu mleka, gdy już je wszyscy poczują, powstają wywiady i tłumaczenia, jak z pedofilią. Kolejne, za parę lat, będą mówić o warunkach pracy szeregowych księży i zakonnic, o których nikt, ani Alfred, ani nikt inny, otwarcie nam nie powiedział.

7

Tym, co piszę, robię przysługę Alfredowi i podobnie myślącym katolikom. nie idźcie drogą swoich wrogów! Miło jest napisać wiersz, albo apel o cenzurę. Ale skutki są odwrotne od zamierzonych! Trudno jednak przejrzeć na oczy, gdy nigdy w życiu nie poddałeś w wątpliwość, że masz moralną rację.

Na jednym z Dni judaizmu pojawił się młody ksiądz. Jeden, bo wszyscy omijali tę propagandę. Pamiętam, jak Alfred skomentował, że chociaż jednemu się udała formacja. Ten sam ksiądz, gdy już poprzymilał się do Alfreda, chodził i tłumaczył się klerykom, że jest na Dniu judaizmu tylko i wyłącznie dlatego, że zależy mu na karierze.

Nie da się uczyć dialogu młotkiem, zwłaszcza słusznie oburzonym młotkiem.

Znowu z Dnia judaizmu. To był ten, na którym Marek Halter gadał głupoty. Wtedy wstało i wyszło ze spotkania dwu kleryków. Pierwszy to Łukasz, obecnie działacz LGBT, który bronił Margot. Drugi to byłem ja, broniący prawa jednego, drugiego i trzeciego do swojego zdania, choćby było ono nieprzemyślane.

8

Kończę te za długie żale. Raz tylko czytając „Stąd i stamtąd” miałem wrażenie, że upadł mur autocenzury i Alfred zdradził coś więcej:

Wychodziłem, a tu goście

Para kardynałów, samiec i samica,

odfrunęli zaraz w łunie czaru.

Mniejsza, że chodzi o amerykańskie ptaki. Jest w tym jakiejś przesłanie nadziei, jakieś docenienie wartości humoru. Tą drogą idź, Alfredzie! ;p

3 odpowiedzi na „Stąd i stamtąd, Alfred Marek Wierzbicki”

  1. Awatar G. Fidelis
    G. Fidelis

    Straszne jest to, że nad pewnymi przestępstwami, dziejącymi się w KK, hierarchowie „pochylają się z troską” dopiero po nagłośnieniu ich przez media świeckie.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Awatar PN
    PN

    Tak, jak z perspektywy lat przypominam sobie, co nas o tym uczyli w seminarium, z jednym lub dwoma chlubnymi wyjątkami, to włos dęba staje. Budowa kultury korporacyjnego milczenia od samego początku. Na szczęście, młodzi myślą już trochę inaczej.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Awatar Dlaczego nie warto czytać książek? – Wiadomo, blog!
    Dlaczego nie warto czytać książek? – Wiadomo, blog!

    […] swojego kolegi po piórze. Wtedy do listy Soboru, encyklik, Ojców i Biblii dodał jeszcze Alfreda Marka Wierzbickiego. Ten fan Wierzbickiego nie tylko sam był wytrawnym kaznodzieją, ale również wiele pisał. […]

    Polubienie

Leave a Reply