Złoty pył, Ibrahim Al-Koni

Written by:

Ibrahim Al- Koni to największy pisarz języka arabskiego. Skąd wiadomo? Z Internetu! Zaintrygowany wysoką oceną sięgnąłem po „Gold Dust”, „Złoty pył”, jedną z powieści Al-Koniego. W pierwszej scenie wielbłąd ośmiesza swojego pana, Ukhajada, a ten przebacza, bo jest w nim zakochany. Pustynia ma mnóstwo książek, miłość ma mnóstwo książek, szaleństwo w końcu ma ich sporo, ale nie wielbląd. Wielbłąd ten ma na imię Srokacz.

Tytułowy złoty pył to metafora. Wiadomo, że ludzie szaleją dla garści złota, czyli dla pieniędzy. U Al- Koniego szaleństwo jest czystsze. Jest nim miłość do wielbłąda.

Ukhajad, ludzki bohater powieści, ma dobre perspektywy. Jego ojciec jest wodzem. Ma miejsce w rodzie. Ma szacunek obcych. Ma stada. Udaje mu się uwieść niedostępną kobietę. Ma z nią syna, kto czytał Biblię ten wie, ile to waży dla człowieka pustyni. Ukhajad jest przy tym odważny i myślący. Otóż w „Złotym pyle” wszystko to stopniowo blednie. Zostaje tylko Srokacz. Wielbłąd o niejednolitym umaszczeniu, łaciaty. Ukhajad kocha go z początku tylko dlatego, że może się nim szczycić. To piękne zwierze, wpadające w oko każdemu Tuaregowi. Ta ciekawa, dwubarwna sierść.

Piękny wielbłąd, jak bywa w miłości, trudny jest w pożyciu. Ale i on po swojemu kocha Ukhajada. Ich miłość przechodzi oczyszczenie. Karmi się ofiarą. Znajduje wspólne pasje. Ociera się o zjednoczenie.

Zachód chyba nie jest na to gotowy. Na podniesienie miłości człowieka i zwierzęcia do mistyki. To znaczy, Zachód jest gotowy, szereg pań i panów przeżyło to ze swoim psem, swoim kotem, ale jeszcze głośno się o tym nie mówi. Jeśli już, to kpi się. Al-Koni też kpi, chłop zakochany w wielbłądzie to nie klaun, a cały cyrk. Ale śmiech przechodzi w „Złotym pyle” w powagę starych czasów, długich lat sprzed Biblii i sprzed Koranu, sprzed wielu bogów nawet, czasów, gdy człowiek odbywał podróż do wnętrza ziemi, by namalować tam zwierzę. Jest to obce, pociągające i ciekawe.

Ukhajada ciągnie do wielbłąda jego inność. W świecie poza pustynią trwa wojna, a Ukhajada, ciągnie do tego, co nieludzkie. Pokazując to, Al-Koni banał o mistyce pustyni czyni znów interesującym. Pustynia to katalizator szaleństwa, które jest w środku. Ukhajada, pędzącego na wielbłądzie i za wielbłądem na raz, zrozumiałby Mahomet. Pewnego dnia Mahomet tak powiedział Bogu: z Twego świata trzy rzeczy są mi najdroższe, kobiety, perfumy i nade wszystko – modlitwa. Ta modlitwa, sprawa wewnętrzna, jest bardzo zagadkowa w swej sile.

Al- Koni prefumów, kobiet i pustyni niemal nie opisuje. Pozwala, by ich zapach wypełnił wolne miejsce, które mniejszy pisarz zapełnił by słowami.

Gdy historia Ukhajada i Srokacza dotarła do końca, zachciało mi się poznać Al Koniego. Znów przeczytałem, że to najwybitniejszy pisarz języka arabskiego. Urodzony w Libii pisze po arabsku, chociaż nie jest Arabem, tylko Tuaregiem. Pochodzi od ludzi koczujących na Saharze. Mógł usłyszeć kiedyś przy ognisku o jakimś szalonym Ukhajadzie. Albo śmiać się jako dzieciak z człowieka, któremu wielbłąd robi psikusa na wielkim konkursie wielbłądów. Wyczytałem, że Al- Koni wciąż żyje. Zachciało mi się go zobaczyć. Wpisałem nazwisko w wyszukiwarkę YouTube.

Al Koni wygląda jak dziadek z Maroka albo z Grecji, któremu turysta z Ameryki robi foto pod tysiącletnią oliwką. Tylko, że taki malowniczy dziadek milczy. Zaś Al Koni gada. Nie byłem w stanie uwierzyć – gada banał za banałem.

Jeszcze, żeby banały Al Koniego pachniały miętą i kadzidłem. Tymczasem jego banały trącą Wisłą! Mówi jak polski teolog.

Bukowski gdzieś zauważył, że to co w pisarzu najlepsze, on sam umieszcza na papierze. To, co zostaje, w takim razie, byłoby tym, co Al-Koni gada w wywiadzie. W „Złotym Pyle” nie ma bowiem ani grama tych jego złotych myśli.

Pierwszy banał to mistyczny wymiar pustyni. Al Koni twierdzi, że nikt w Europie o tym nie słyszał. Niestety! Znają. Studiując na KUL-u teologię dla księży słyszałem o pustyni codziennie. Więcej, niż o masturbacji. Ba, więcej nawet, niż o tym, że trzeba cicho siedzieć, jeśli widzisz, że ktoś wyżej w hierarchii kradnie albo „robi inne rzeczy”. Jakimś cudem to pustynia była wielkim tematem dla ludzi z dorzecza Wieprza i Świnki. Na rekolekcjach, kazaniach i wykładach było wciąż jedno. Milczenie pustyni. Cisza pustyni. Pozorna cisza pustyni. Samotność pustyni. Ludzie pustyni. Woda, a pustynia. Bóg, a pustynia. Symbolika pustyni! No i pustynia w Biblii. Czy wiecie, ile o pustyni mówi Biblia? W kazaniach Jezus wychodził na pustynię częściej, niż kury na podwórko. Raz, słysząc po raz kolejny medytację nad wyjściem Jezusa na pustynię westchnąłem: „Ojcze, przebacz Mu, bo nie wie, co czyni”. Podobnie myślałem, słuchając wywiadu z tuareskim pisarzem. Al- Koni od wywiadu na pewno nie wie tego, co Al- Koni od „Złotego pyłu”.

Wielki pisarz mówi, na przykład, że ludzie nie wiedzą, że to pustynia, a nie miasto sprzyja modlitwie.

Ale to pikuś. Banał nużący, ale nieszkodliwy. Al Koni pracuje jednak wytrwale, by dorównać naszym teologom, nigdy nie klękających przed faktami. Powtarza za nimi banał o szlachetnym dzikusie. Ludzie pustyni są lepsi! W naszej rodzimej wersji brzmi to tak, że zacofani Polacy zachowali duchowość, a Zachód nie. Al- Koni idzie jeszcze dalej. Otóż ludy pustyni, czyli ludy koczownicze napadały na ludy miejskie z powodu napięcia duchowego. Nie dla zysku czy z żądzy gwałtu. To była ich modlitwa, ten napad. Ludzie pustyni czuli wielką wewnętrzną wolność i niepokoiło ich, że w ludzie miast są jej pozbawieni. Stąd najazdy Słowian, Arabów, Mongołów i inne atrakcje. Al Koni formułuje to jako regułę dla całych dziejów.

Gdy Mongołowie w XIII wieku zdobyli Bagdad, usypali piramidy z czaszek, po siedemdziesiąt tysięcy na jednej kupie. Te czaszki należały do ludzi kupujących perfumy, czytających książki, siedzących po kawiarniach i kpiących z dogmatów.

Al Koni, wierzący w głębię duchową koczowników, gada jak rzecznik kurii.

Co mnie jeszcze zastanowiło: teolog, jakiego Al Koni wciąż przywołuje to żaden muzułamnin, tylko św. Augustyn. Znów polski wątek! Bo to właśnie Augustyn najczęściej pojawia się na pustyni naszych ambon.

Czy to pustynia zrobiła Al Koniego piewcą banału? To byłoby za proste. To Polska! Tak, Al Koni całą dekadę życia spędził nad Wisłą! Najpierw uczyli go, syna bratniego narodu Libijskiego, pisać w Instytucie Gorkiego w Moskwie. A potem, na znanej ludom pustyni zasadzie, że po suszy przychodzi powódź, przysłali go do PRL. Był to przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, gdy jeszcze pływałem na Pacyfiku. Al Koni zaliczył u nas nawet zimę stulecia! Musiał też słuchać kazań. Musiał, nierozważnie, wpuścić księdza po kolędzie i trafił mu się jakiś jezuita, jakiś tłumacz Augustyna lub inny dziwak. To są prawdziwe tajemnice pustyni. Wysyłają Cię do PRL, byś przesiąkł marksizmem, a ty przesiąkasz teologią.

Wiele lat Al -Koni, syn wielkiej kultury (weźmy tylko bluesa Tuaregów!) dochodził po tym nadwiślańskim epizodzie do siebie. Ale pisał już zanim doszedł.

W Polsce Al Koni zostawił po sobie opowiadania zebrane w tomik „Tajemnice Pustyni”. Kupiłem je za pięć złoty w antykwariacie. Otóż trzeba było kupić piwo:

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, kiedy landrover wyruszył przed siebie w nie kończącą się pustkę. Misbah wpatrując się przez okno w pustynię, powiedział: Pustynia… Jaka ona dzika i przerażająca. Dżabbur skupiony nad kierownicą i zapatrzony w nagie piaski dorzucił: Tak, dzika i przerażająca… Ale jest jak życie, jak samo istnienie, jak tajemnica, która wynurza się z pustki i ciszy. Obiecuje ci wszystko, obiecuje to, co jest najcenniejsze dla zbłąkanego wędrowca — wodę. Kiedy zaś jej szukasz, znajdujesz tylko miraż… […] Ale musisz wciąż stawiać opór i nie poddawać się jej, bo miraż na pustyni jest jak przypowieść, jak zagadka. Szukaj prawdziwej wody, która w niej się kryje; nie pozwól, by rozpacz cię ogarnęła i obezwładniła, bo w końcu za tym bezkresem fatamorgany znajdziesz żródło, a może nawet oazę. Ważne jest, żebyś walczył. I to jest pierwsza tajemnica pustyni.

Amen! A teraz, bracia i siostry, wyznajmy naszą wiarę… aż się podniosłem, jak skończyłem pierwsze opowiadanie. A tytuł „Tajemnic pustyni” nie kłamie; w każdym opowiadaniu są takie róże.

Tymi opowiadaniami Al- Koni skrzywdził polską literaturę, ale pomógł dzieciom. Skrzywdził literaturę, bo może nikt nie tłumaczy na polski jego powieści ze względu na jakość opowiadań; pomógł zaś dzieciom pieniężnie. „Tajemnice pustyni” to jedyna znana mi książka, na okładce której jest napisane, że wpływy ze sprzedaży autor przeznacza na fundusz budowy Centrum Zdrowia Dziecka.

Po tym polskim akcencie wróćmy do „Złotego pyłu”, wspaniałej powieści Al Koniego.

Tytułowy złoty pył jest tym ciekawszy, że naprawdę staje się dziś szaleństwem Sahary. Najwieksza pustynia planety dostała gorączki złota. A to gdzieś wielbłąd potknie się o samorodek, gdzie indziej człowiek doczołguje się do wyschniętego strumienia, który mimo tego błyszczy. Złoto buduje miasteczka i miasta, werbuje armie, przelewa krew, kawę i wódkę. Jak kiedyś w Kalifornii, jak kiedyś na Alasce. Złoto odnawia oblicze tamtej ziemi. Złoto przelewa krew, za co bywa przeklinane. Pewnie tylko tam, pod gwiazami jak ogromne zielone żyrandole, jak to ujął Kapuściński, ktoś może wyrzucić na wiatr garść złotego pyłu. Jest na temat tej gorączki złota udany podkast Drozda.

W Mali, w Algierii, w Nigrze złoto znów wchodzi z reakcje chemiczne z niestabilną ludzką substancją. Patrzy Pan Bóg na to. Co robi? To, co zawsze. Wychodzi ze swego domu i idzie do sterty drewna, wybiera lipę lub olchę, a może kawałek hebanu, w końcu to Afryka. Wyrzeźbi z tego ludzika. Pióro mu do ręki przylepia. Rzuci go zaraz na pustynię. Między miasta z blachy, między wojny plemienne i złote targi niewolników i wielbłądy.

Będziemy mieli, bracia i siostry, nową książkę o duchowości pustyni.

U góry zdjęcie Alfreda Weidingera, u dołu Alaina Elorzy.

3 odpowiedzi na „Złoty pył, Ibrahim Al-Koni”

  1. Awatar G. Fidelis
    G. Fidelis

    Książka al-Koniego nie jest mi znana, jednak pozwolę sobie na powiązaną z nią refleksję, która towarzyszy mi od kilku dni: jak bardzo zmieniło się funkcjonowanie niektórych pustelników w zw. z rozwojem social mediów! Polskim przykładem wartym uwagi jest S. Bruna od Maryi. Piszę „Siostra”, bo w r. 2013 złożyła ona śluby eremickie w obecności kapłana, delegowanego na tę okoliczność przez abpa miejsca zamieszkania (jest nim abp Depo).

    S. Bruna od pewnego czasu prowadzi kanał YT, na którym zabiera głos w różnych sprawach KK. Niestety dla hierarchii, jej głos jest (moim zdaniem) nie tylko b. rozsądny, ale i b. odważny (jak łatwo się domyślić – czasem krytyczny). Niedawno wraz ze swoją współeremitką otrzymała od abpa Depo projekt „Statutu pustelników w Archidiecezji Częstochowskiej”, którego nie przyjęła. Udało mi się przeczytać jej wypowiedź na ten temat (aktualnie chyba niedostępną), z której wynika, że w projekcie m.in. był zapis, który uniemożliwił by lub przynajmniej ograniczył by dalsze jej wypowiedzi.  W zw. z odmową przyjęcia tego Statutu abp Depo oficjalnie odciął się od tych eremitek. Nb. wcześniej s. Bruna publikowała książki o życiu pustelniczym, posiadające Imprimatur właśnie abpa Depo.

    Abstrahując od komentarzy s. Bruny dot. polskiego KK zastanawiam się nad tym, czy pustelnikom można zakazać publicznego nauczania ze względu na to, że za bardzo angażuje ich ono w życie „świata”. Skoro wcześniej pustelnicy nauczali albo przynajmniej doradzali z wysokości swych słupów, czyli drewnianych platform, dlaczegóż by dziś nie mieli wypowiadać się na platformach internetowych? Może istotny jest stopień ich angażowania się w komunikaty zwrotne… S. Bruna np. w Wielkim Poście swój kanał całkowicie zawieszała. 

    Sądzę, że s. Bruna nie da sobie zamknąć ust – czasy się zmieniają, jak też można zauważyć na tymże interesującym i inspirującym blogu 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Awatar PN
    PN

    Depo jest symptomatyczny – weźmy jego mały monopol na apele jasnogórskie 😉 jakby przenieść paru biskupów z Polski czasów Jana Kochanowskiego, to po przejściowym szoku ogarnęliby Internet. Naprawdę tak uważam. Po pierwsze, rozumieli wagę gestu. Lata temu Józef Augustyn powiedział, że jedyną odpowiedzią Episkopatu na pedofilię w Kościele jest długie leżenie w worach i popiele na Jasnej Górze. Nasi tego nie zrobią, ich poprzednicy – być może. Po drugie, i to jest właśnie to, co odróżnia, biskupi sprzed wieków walczyli o władzę z feudałami, pogańskimi kapłanami i kiełkująca herezją. Nasi to tłuste koty. W Polsce mają wszystko. Dalszy ciąg wypadków jest jasny i siostra Bruna, i tylu innych widzi go. Tylko nie oni. Dziś mi mignęło, bodajże na fb Wiktora Poryckiego, że biskupi zaczęli rozliczać fundację św. Józefa (tę od pedofilii) z tego, jak często wypowiada się o ochronie życia. Zaraz wezmą się za statut, jak u s. Bruny. Można im tylko życzyć powodzenia w walce z Internetem.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Awatar G. Fidelis
    G. Fidelis

    Tak, zręcznie napisanymi statutami można ładnie opakować problematyczne sprawy. Dwa statuty, które mnie dotyczą, są pięknie napisane, jednak w zakresie rozwiązywania trudnych spraw są to dokumenty martwe.

    „tłuste koty” – ha, ha, a więc jednak mam z biskupami więcej wspólnego niż chrzest w tej samej wierze 😉 Pozdrawiam, Garfield Fidelis 🙂

    Polubienie

Leave a Reply