Ogród Rozkoszy Ziemskich (1)

Written by:

Hieronymus Bosch urodził się niedaleko od miejsca, gdzie urodził się Vincent van Gogh. Dzieli ich czterysta lat, ale tylko pięćdziesiąt kilometrów. Obaj byli z Holandii. Obaj malowali. Bosch ucięte uszy, a van Gogh pejzaże. Bosch był zamożny i doceniony za życia. Van Gogh biedny i doceniony niedługo po śmierci. Z kolei po śmierci Boscha zapomniano o nim na kilkaset lat.

Malarz diabłów, mówiono o autorze „Ogrodu rozkoszy ziemskich”, ale tylko na marginesie, nigdy na tych samych stronach historii sztuki, na których czczono Rafaela i Leonarda, czy Velasqueza. Dziś wraz z nimi celebruje się tak Vincentego, jak Hieronymusa. Obaj są świętymi sztuki. Obaj też nie nadają się na świętych sztuki.

Ich malarstwo jest takie, że człowiek przy nim staje się mały, nawet oni.

W „Ogrodzie Rozkoszy Ziemskich” jest kilkaset postaci, ale żadna z nich, nawet latająca ryba, nawet przez chwilę nie duma nad tym, jaka jest lista stu największych malarzy. Więcej – ani jedna postać nie duma nad tym, jaka sama jest wielka. Ludzie są niewinni aż do gołej skóry. Rozkoszują się owocami, łąką, jazdą na wielkim kocie, pływaniem z syrenami. Żadna jednak postać, o ile pamiętam, nie przypatruje się sobie w lustrze. Jeśli była pycha w Boschu, to dobrze wycierał z niej pędzle.

Bosch, ten władca koloru, bóg i car kompozycji był szczerym demokratą. Wszyscy ludzie w Ogrodzie Rozkoszy są nadzy i są równi, Bosch już pod koniec XV wieku osiągnął komunizm, ten ze snu Marksa i pewnie nikt mu już nie dorówna.

By poczuć Van Gogha, można pojechać nad Wisłę pod koniec kwietnia, na pierwszą komunię miliona jabłonek. Albo poczekać na burzę po żniwach. A by poczuć Boscha? Człowiek ma wrażenie, że musi zjeść Biblię, talię Tarota i popić to nalewką z Freuda. Inaczej jak pojąć te ciała, te ptaki, te diabły? Jak zrozumieć te symbole? Co znaczą truskawki wielkie jak dynie, stukilowe sikorki, dudki kalibru smoka? Bosch onieśmiela. Książki o symbolach ciągną się za Boschem. Jednak do patrzenia na „Ogród rozkoszy” nie są koniecznie potrzebne.

Pisząc o Boschu, wspomniałem jego sąsiada, Van Gogha, ze względu na kolory i linie, z których słynie van Gogh, bo przecież nie z symboli. Pojmowanie niepojętego „Ogrodu” zacząć warto od farb.

Pierwsze wrażenie. Ogród rozkoszy ziemskich masuje oczy. Jakiekolwiek byłoby przesłanie dzieła o dwu skrzydłach i centralnym panelu, namalowane zostało dla oglądania. Miły widok. Na ośmiu metrach kwadratowych dębowej deski nie ma nic brzydkiego. Nawet postaci zdają się dostosowywać do tego piękna swoje zachowanie. Jak wspomniałem, nikt tam się nie wywyższa. Nikt nikomu nie zabiera truskawki wielkiej jak arbuz. Miliony stron napisano o tym obrazie, co jakiś czas ktoś wiec rzuci, że ta ropucha jest brzydka, albo ten demon wygląda pokracznie. To nieprawda! Diabły u Boscha są piękne. Więcej – nawet ludzie są tam piękni! Piękne są ptaki wielkie jak samoloty, latające ryby i nawet sam antychryst (to ten, co stoi jako kierownik chóru przed nutami utworu napisanego na dupie). Antychryst Boscha bliżej ma do buki z muminków, niż do jakiegoś dyktatora.

Ale też nie na nim zęby sobie łamią teolodzy, lecz na boschowym Chrystusie, o czym napiszę w następnym odcinku.

Kolory „Ogrodu Rozkoszy Ziemskich” Bosch stworzył z powszechnie znanej palety. W bajkach może być jakiś proszek, który trzeba sprowadzić z daleka do czarów. W życiu jest trudniej. Trzeba mieć Boscha. Wtedy starczą pędzle i ochra, żółty z cyny i ołowiu, zielony malachit, niebieski azuryt, czarna kość, czerwony cynober, albo vermilion, ołowianą biel, może jeszcze parę kamyków, które trzeba było skruszyć w moździerzu i zalać olejem. Zebrał Bóg te barwniki, wrzucił w kulę świata, dodał Hieronima Boscha i zamieszał. Dodał jeszcze masę ludzi, kwiatów, owoców i ptaków, nie wspominając o diabłach. Zamieszał i wylał na dębowe deski. Tak powstał Ogród rozkoszy ziemskich. Ciekawe, czy rodzina Hieronima wiedziała, że był tajnym składnikiem? Co myślała sobie wdowa, którą poślubił, gdy patrzyła na jego zwyczajną twarz i zwyczajne ręce?

Może gdzieś Bosch gubi na tym obrazie melodię barw. Jeśli tak, to dysonans i tak ginie w morzu zgodności. Gdy człowiek da sobie spokój z interpretacją i przestanie pytać, o co chodzi? Ma przed sobą ucztę. Kolory jak u Van Gogha, jak u Chagalla, wieczna wiosna kolorów.

Może jedyny przypadek w dziejach luydzkości, nie licząc parapetów w moim rodzinnym domu, że to, co powstało z dębu po jego śmierci samo jest równie piękne, co okryty liśćmi dąb.

Kolory są piękne, ale i kreska. Kształty postaci tryptyku są po prostu prawdziwe. Poza ceną, powodem, dla którego nie kupuję figurek postaci z „Ogrodu rozkoszy ziemskich” jest to, że tracą one bez tła i bez sąsiadów. A przecież obraz aż kusi do robienia rzeźb. Kusi do animacji. Do filmów. Może wręcz do zainwestowania miliardów w scenografię i statystów. Ale to wszystko daremne. Mogłoby być kolorowo, a nawet wspaniale, ale bez tej muzyki. Ona jest niepowtarzalna. Bosch ją tak utrwalił, malując ciałami, trawą i owocami w dwu kolorach, że jest ruchoma. Ludzkie oko od stuleci robi film z tego obrazu, a umysł biegnie za nim, jakby wtaczał się sam na wysoką górę piękna.

Ludzie mają miliardy. Bezos, Musk, Soros, syn Tuska, saudyjscy książęta, cisi urzędnicy komunistycznej partii Chin. Budują wille. Latają w kosmos. Dlaczego nie każą sobie ukraść „Ogrodu Rozkoszy Ziemskich” z Prado?

Ludzie z holenderskich nizin traktowali malarzy uczciwie. Rzemiosło jak każde inne. Jak gotowanie, lub szycie butów.

Bosch nie wierzy w ani jedno słowo, które tu napisałem na jego wywyższenie. Jest największym w dziejach demokratą. Jego obraz da się wytłumaczyć czasami, w których żył. Pierwszy raz od stuleci zaczęło być dostatnio. Babcia Boscha chodziła po domu i mówiła, dzieci, wy nie wiecie, co to głód. Bosch to owoc żyznego ogrodu, którym były wtedy Niderlandy.

Polepszenie świata, jakie przyniosło nam „Ogród Rozkoszy Ziemskich” nigdy się nie skończyło. Ale nie było jednostajne. Ani nie było powszechne. Van Gogh, żyjący w bogatszym od XV wieku wieku XIX nie dojadał. Kupował albo farby, albo masło. Latami nie jadał ciepłego. A Bosch miał pieniądze na kupno jedzenia dla całego przykościelnego bractwa, gdzie należał. Dzieło jego było cenione. A przecież nie musiało być – starsza wdowa, którą poślubił, była i bez tego bogata. To, że po śmierci przez jakiś czas kochał go tylko pewien hiszpański król (stąd „Ogród” wisi w madryckim Prado), nic Boschowi nie przeszkadzało. Czy po śmierci wylądował w niebie, czy w piekle.

Bosch liczył się z takim losem. Na prawym skrzydle, gdzie jest namalowana cała apokalipsa i pół piekła, ratuje się tylko jeden człowiek. Niesie rybę pod pachą i ulatnia się w kierunku ramy.

Znów, na centralnym panelu, gdzie jest właściwy „Ogród”, tylko jedna para uprawia seks. Ludzie czasem rzucają okiem i mówią: orgia! Ale to nieprawda. Na tej łące, gdzie jest kilkaset postaci, jedna tylko para wprost oddaje się miłości.

Czy słońce widziało kiedyś podobne zbiegowisko? Ludzkość jest na Ziemi od miliona lat. Czy kiedykolwiek było na małym obszarze mnóstwo nagich kobiet i mężczyzn, a prawie nikt z nich nie uprawiał seksu? Pokazują się obrazki z XX wieku. Nadzy ludzie na resztkach trawy. Marzący o czerstwym chlebie Van Gogha. Groza. Aż na ich widok dreszcze przechodzą Boscha, czy w niebie jest, czy w piekle. Mnie też przechodzą. ‚s-Hertogenbosch, to miasteczko, gdzie się Bosch urodził, za niemieckiej okupacji Holandii doczekało się obozu. Niewinne są twoje piekła na tle naszych, Hieronimie Boschu. Twoje diabły zakrywają oczy.

Znów nasze diabły otwierają oczy, licząc balsam „Ogrodu”.

Jedna odpowiedź do „Ogród Rozkoszy Ziemskich (1)”

  1. Awatar G. Fidelis
    G. Fidelis

    Bosch jest rzeczywiście fascynujący w swojej obfitości wielowarstwowych znaczeń, w swych oryginalnych, czasem nonkonformistycznych zestawieniach symboli oraz ponadczasowym wizjonerstwie. Można go analizować bez końca, jednocześnie ja akurat tego „Ogrodu…” emocjonalnie nie jestem w stanie zbyt długo kontemplować, podobnie jak przykładowo wielu dzieł mojego ulubionego, wspaniałego Beksińskiego – jakaż bywa siła oddziaływania, a wręcz rażenia dzieła sztuki! Tragiczne są losy okolic miasta ‚s-Hertogenbosch – „Ogród rozkoszy ziemskich” staje się ogrodem proroczych snów. Czekam z ciekawością na dalsze eseje – wnoszą wiele świeżości i nowej perspektywy do istniejących już analiz.

    Polubione przez 1 osoba

Leave a Reply