Kino „Bajka”

Written by:

Pierwszą bajkę obejrzałem w kinie „Bajka”. Miałem pięć lat. W obsadzie byli lis, kogut, pies i świnia. Zwierzęta wędrowały, aż w pewnym momencie stanęły i spojrzały na mnie. Lis wycelował i rzucił. Coś przeleciało przez salę i wpadło mi do ust. Moje usta miały wtedy średnicę butelki oranżady, ale lis trafił. Skurczyłem się w czerwonym fotelu. Kubeczki smakowe zgasły. Lis, kogut, pies i świnia ruszyły w dalszą drogę. Bajki dla dzieci są albo głupie, albo straszne. Ta była straszna. Zwierzęta ginęły, jedno po drugim. Z każdą śmiercią te, co zostały, były bardziej same. Smak na podniebieniu był ciemny jak sala kinowa poza ekranem, na którym świecił odwieczny teatr. Gdy wychodziłem z kina zaciskałem piąstkę. Byłem zły na dorosłych, że pokazują dzieciom takie bajki. Minął tydzień, a ja wymęczyłem tatę, byśmy znów poszli do kina. Siadłem w czerwonym fotelu i otwarłem usta. A może to było inne kino?

Trzydzieści lat potem znów siedzę w „Bajce”. Ja i jeszcze cztery osoby. Dwie z grupy ryzyka. Ryzyko w „Bajce” wygląda na mniejsze, niż w markecie. Sam film jest możliwy. Ilekroć jest film o artyście, to podejrzewam, że ktoś poszedł na skróty. Ale obraz może być, nawet przy źle przetłumaczonym tytule. „The Burn Orange Heresy” przełożyli na obraz pożądania. W pewnym momencie uchyliłem maseczkę, ale film nie był aż taki. Ani Claes Bang ani Elizabeth Debicki nic mi nie rzucili. Emocje poczułem przy wyjściu. Czy kino „Bajka” przeżyje? Dziś kina są nachalne. Jarzeniowe plakaty, ledy i neony, prażone ziarna, cukier z kolorową wodą, długie, wyłożone amerykańskimi tkaninami korytarze, numery sal prawie tak wielkie, jak ekrany. Nieludzko wielkie ekrany. Multikina z umundurowanymi paniami. Kina bez za niskiej lady. Bez podłogi z małych zestalonych czymś kamyczków. Bez logo urodzonego w czasach sprzed owcy Dolly, gdy jeszcze nie wszystkie loga były klonowane. Poza tym panie w „Bajce” są nienachalnie miłe. Żegnam się z nimi i wychodzę. Ciekawe, czy „Bajka” przetrwa upływ czasu przyśpieszony pandemią. Mam z tym kinem tyle wspomnień i to samych złych.

Z multikin nie pamiętam nic. Z kin ludzkich był „Kosmos”, ale stamtąd mam znów wspomnienia pozytywne. Na przykład wyprawa z ojcem na „Króla Lwa”. Zerkam to na grzywę Mustafy, to na brodę ojca. Myślę sobie, mając siedem lat, że też będę musiał zrobić swojemu synowi taką wyprawę. Podziwiam animacje Disneya. Antylopy w wąwozie! Pawian jako ksiądz! Gdy wracamy do domu, bujam się nadal z Pumbą i Timonem, śpiewam. Jedziemy żukiem na Mełgiew. Żuk zatrzymuje się na przejeździe tory i ojciec rzuca, żebym policzył okienka w Odlewni Lublin. Przy dwudziestym orientuję się, że ojciec się śmieje. To też na pewno zrobię synowi. Sielanka. Także kino Kosmos to bajka. Kino „Bajka” natomiast, które kocham, to kosmiczny horror.

Wszystkie randki w „Bajce” były porażką. Nie dawałem im szansy. Wynajdowałem filmy dla których Pan Bóg nie wymyślił jeszcze kobiet. Był na przykład „Dom duraków” przed studniówką. Jeszcze wtedy czasem w telewizji migała Czeczenia. „Dom duraków” to film o wojnie religijnej na Kaukazie, w którym front przechodzi przez dom wariatów. Zaczyna się w pociągu. Wnętrze „Bajki” wypełnia blask. Bryan Adams śpiewa „Have you ever loved a women?”. Wariaci piją szampana i jadą do raju. Oczywiście, to tylko wariaka sobie to wyobraża, wariatka z plakatem Adamsa nad łóżkiem. Wróci po nią, jak tylko załatwi wszystko na ich ślub. Wariatka żuje pastylki lisa, mruga do mnie i rzuca jedną. Połykam, aż dziewczyna obok mnie robi wielkie oczy. Udaję, że nic się nie stało. Oglądamy dalej film o wojnie w Czeczenii. Na szpital spada helikopter. Żołnierze szarpią wariatów. Pasuje określać ich chorymi ludźmi, ale to nie odda ich dramatu. Gruz leci z sufitu. Na łóżku siedzi dziadek z jabłkiem, patrzy na nie i mówi: tyle ludzi na Ziemi, co oni wszyscy robią… A co ja mogę? Ja mogę im tylko wybaczyć. To jabłko, okazałe i zielone, to jedyna piękna rzecz w całym filmie. Na szczęście Bóg nie rzucił nim, bo by mi zęby wybił. „Dom duraków” skończył się gorzej niż się wydawało, że może się skończyć. Wyszliśmy w milczeniu.

Innym razem 86 miliardów neuronów w moim mózgu wymyśliło, że trzygodzinny film o ptakach będzie idealny na randkę z Eweliną. Nuda była niepojęta. Osadzała się na fotelach „Bajki”, na długich włosach Eweliny i na mnie. Ptaki wolno leciały, a w rytm uderzeń skrzydeł neurony popełniały harakiri. Miliardami. Po godzinie seansu zaczęła się sekwencja polarnej sowy. Wspaniała lekcja fizyki. Einstein nie mylił się, czas czasem płynie wolniej. Sowa kręciła głową i mniej więcej co kwadrans mrugała oczami. Podnosiła powieki i opuszczała. Maki polarne chwiały się na wietrze. Moje neurony chciały umrzeć. Wszystkie. Chciały pójść drogą lisa, koguta, psa i świni, ale nagle sowa nagle obróciła głowę. Drygnąłem. Ewelina krzyknęła. Obudziła się i nie wiedziała, gdzie jest. Prawie złapała mnie za rękę, ale w porę się opamiętała. Na kolejną randkę zabrałem Marysię na taki sam film, tylko o owadach. 

Po tym wszystkim poszedłem na księdza. Wtedy dopiero zaczęła się w „Bajce” prawdziwa trauma.

Praca zmuszała mnie do seansów z dziećmi. Czasem podwijałem sutannę, upychałem ją pod kurtką i oglądałem normalne filmy, ale czasem musiałem iść z grupą na filmy chrześcijańskie.  Filmy patriotyczne, religijne. Kino narodowe. Na samych filmach o błogosławionej Kózkównie w „Bajce” byłem trzy razy. Filmy te różniły się szczegółami. Niestety, w żadnym żołnierz nie uciekał przed dziewczyną, tylko odwrotnie. Rozglądałem się po sali i modliłem się, by dzieci wyjęły telefony. By nie patrzyły na to. Aktorstwo wwiercało się w kolana. Scenariusz wsadzał w ucho drut. Gdyby w środku seansu do „Bajki” wlazł lew, to bym go złapał za szczęki, pomiędzy włożył głowę i zacisnął. Kolosea Rzymu to była igraszka wobec tego kina. Podczas ”Quo Vadis”, które też w „Bajce” widziałem, dałbym się zamiast Lidii przywiązać do Tura, o ile wyprowadziliby nas z sali. Po wszystkim wracałem na parafię, otwierałem kościół i leżałem krzyżem przez godzinę. Nie mam pretensji do „Bajki” – sam sobie byłem winny, na mnie spada wina za tortury dzieci. 

Raz byłem na dobrym filmie chrześcijańskim. Takie zjawisko nazywa się cud. ”Wszystko będzie dobrze” też rzucił mi smutną tablektę, ale miała ona posmak światła. Film, po którym myślałem sobie, a może może jednak ktoś, jakoś, gdzieś zmartwychwstanie? Może zmartwychwstaną nawet ci, którzy nie opłacili pokładanego na cmentarzu? Może zmartwychwstaną także lis, kogut, pies i świnia?

Były też w „Bajce” filmy polecone przez przyjaciół, jak obejrzane na moment przed zamknięciem kin „Jezioro dzikich gęsi”. Albo ”Tenet”, na którym wysiedziałem chyba tylko dlatego, że ekran był mały.

„Bajka” zapytana o moje wstydliwe sekrety nic nie powie, bo nie jest taka, ale po ekranie mogłby przesunąć się cień Godzilli

Tamta pierwsza bajka to mogli być „Muzykanci z Bremy”, ale nie mam pojęcia, która wersja. W żadnej nie było lisa, koguta, psa i świni.

Będę kochał ”Bajkę” nawet, jak wywalą stare fotele i wsadzą nowe. Gdy będą puszczać filmy nie łamiące serc. Gdy będą puszczać filmy optymistyczne. Teraz się otwierają i będą „Swingersi”. Miłość moja i to zniesie.

Przyjdzie dzień, gdy znów pójdę na randkę. Zadzwonię wtedy właśnie do „Bajki”. Zapytam, czy pójdzie ze mną na film. Siądziemy w sali czerwonej, pustej, bo będzie już po walentynkach, po pandemii, po wszystkim. Projektor ruszy i ciemność popłynie na ekran. Będziemy obserwować jej postępy. Zbliżę twarz do jej twarzy powoli otwierając usta.

6 odpowiedzi na „Kino „Bajka””

  1. Awatar Iggit
    Iggit

    Haha a lighthouse gdzie obejrzałeś? Obawiałem się, że z obiecaną Ci recenzją duńskiego filmu będę musiał się przespać, a nawet zastanowić czy jest zdrowym owocem artystycznej wrażliwości i wyobraźni. Kamień z serca po tym wpisie, wszak Twoi znajomi polecili Teneta :pp

    Polubione przez 1 osoba

  2. Awatar PN
    PN

    Lighthouse! Taka trauma! I sto innych tez…

    Polubienie

  3. Awatar jaaa
    jaaa

    Hmmm, Ligiii!!!:)))

    Polubione przez 1 osoba

  4. Awatar Obiecująca. Młoda. Kobieta., recenzja – Wiadomo, blog!
    Obiecująca. Młoda. Kobieta., recenzja – Wiadomo, blog!

    […] do „Bajki”, minąłem parę z poprzedniego seansu. On tłumaczył jej, co go zaskoczyło w zakończeniu […]

    Polubienie

  5. Awatar Nomadland, Chloe Zhao; Przypadkowe supermocarstwo, Peter Zeihan [wspólna recenzja] – Wiadomo, blog!
    Nomadland, Chloe Zhao; Przypadkowe supermocarstwo, Peter Zeihan [wspólna recenzja] – Wiadomo, blog!

    […] starsi chłopcy, „Nomadland” wystawia na próbę, obala, a potem potwierdza. Idąc do kina „Bajka” bałem się tego wystawiania na próbę. Myślałem tak: próba polega na tym, że będę […]

    Polubienie

  6. Awatar Bóg Gorkiego [1] – Wiadomo, blog!
    Bóg Gorkiego [1] – Wiadomo, blog!

    […] byłem na rosyjskim filmie „Dom wariatów”. Rzecz o wojnie w Czeczenii, i mamy tam scenę wcielenia Boga babci. Człowiek chory psychicznie w […]

    Polubienie

Leave a Reply