Pan Bóg widzi wszystko, musiał więc obejrzeć Sylwestra z Jedynką. Wstrząsnęło to nim. Stwierdził, że trzeba jakoś zareagować. Wezwał przed swe oblicze aniołka.
Pójdź między ludzi i sprawdź, czy cokolwiek do nich trafiło, z całego mojego mówienia…
Aniołek pomyślał – muszę zacząć od góry, bo inaczej może być źle i Pan Bóg się gorzej poczuje. Pójdę do najwspanialszego kraju, do wybranego narodu, do miasta szlachetnego.
Tak znalazł się na ulicach Lublina. O co zapytać? Zastanawiał się chwilę, po czym przypomniał sobie ryk „gloria” i „chwała”, docierający ostatnio do nieba. Był to bowiem czas Bożego Narodzenia .
Chodził aniołek po Lublinie i pytał ludzi, cóż to jest chwała?
Mówili, że jak się chmury rozejdą i słonko na miasto pada.
Mówili, że jak się Dzieciątko Jezus w szopce świeci.
Mówili, że to taki szary a słodki batonik.
Aniołek tylko się łapał za głowę.
Wyniki były zniechęcające. Aniołek starał się podnieść statystyki, dlatego omijał Złotą i Wyszyńskiego. Ale i tak wpadł na teologa i biskupa. Oni mieli wiele do powiedzenia na temat chwały: od jakich hebrajskich słów pochodzi, że w Biblii co trzecie słowo to chwała, bo chwała to majestat Boży odbierany przez istoty skończone, że to Boże Objawienie w świecie i tak dalej, biskup kiwał głową, teolog szukał papieru do spisania, a aniołek wiedział już, jak powstały dokumenty soborowe.
Dobra, dobra, powiedział anioł do dwójki. Oto mandaty. Za to, że szerzycie to w słowach niewartych powtarzania i że uodporniliście miasto na wiedzę.
Anioł odleciał, a biskup poszarpał teologa za ucho: po co cię wysyłałem na studia!
I poszedł biskupić.
Aniołek w niebie żałował, że stare czasy minęły, że nie mógł pokarać miasta ogniem i mieczem.
Teolog, natomiast, ofiara doszłej i niedoszłej przemocy, poszedł przed siebie. Zgadzał się z aniołem, że definicję chwały należy dopracować, by nie była obrzydliwa jak państwowa telewizja.
Oświeciło go dopiero na rybnej:
Chwała? Chwała jest wtedy, gdy w deszcz wypiję dwie kawy, a potem wyjdzie słońce tęczę pleść i poprawię piwem, gdy napiszę dziesięć stron, skasuję je i opowiem dziewczynom kawał, od którego w kawiarni spadną słoiki, gdy następnie przeczytam kotu rozdział z powieści Calvino, a stamtąd już niedaleko do Królestwa.