Jeszcze Polska nie zginęła, co łatwo poznać po trwającej dyskusji nad wyższością Bożego Narodzenia albo Wielkanocy. Dyskusja taka toczy się na Twitterze, a ja nie mogę się powstrzymać, by nie wesprzeć frakcji proszopkowej. Co mnie do tego mocno kusi to fakt, że sprawa szopki wydaje się przegrana.
Dlaczego szopka może być zaledwie druga? Otóż polska miłość do niej, dająca jej prymat, ma wobec siebie potęgę dekretów, instrukcji i podręczników liturgii. Czają się w nich ostrzeżenia i zaklinania. Marny los każdego, kto w sercu nie uwierzy, a ustami nie wyzna, że najważniejsze dla katolika święto w roku wypada w trzy wiosenne dni, od piątku do niedzieli, ze szczytem tej właśnie Nocy, gdy ksiądz wyśpiewuje pochwałę okazałej świeczki. Za dekretami, instrukcjami i podręcznikami, które umacniają prymat Wielkanocy czają się liturgiści.
Kto w życiu widział teologa liturgii, czyli liturgistę, wie, co to znaczy. Aniołowie się ich boją, ale nadzieja w polskich pastuszkach. Trzeba ich prosić, by przerwali pienia, oderwali usta od piszczałek i ręce od dud, aby wzięli kije i zagnali liturgistów na tył szopki, między osły i bydlęta. Niech pilnują, by śpiewali, a by żaden nie sięgnął po „Wprowadzenie do mszału rzymskiego” czy inne ich tajemne księgi. Teraz dopiero możemy użyć całej potęgi polskiej teologii w obronie prymatu Bożego Narodzenia.
Wszystko to lepiej zrobił profesor Czesław Stanisław Bartnik, bodajże w artykule w „Naszym Dzienniku” i ktokolwiek się nie boi, może zstąpić do internetowych archiwów prasy polskiej w poszukiwaniach. O ile pamiętam, morał tekstu był taki, że to nie ciemnota ludu, który nie pojmował wyższości Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem, ale właśnie głęboki teologiczny zmysł, doceniający Wcielenie, kazał Polakom woleć kolędy i Pasterkę od pasji i Wigilii Paschalnej. Głębokie docenienie wcielenia!
Wydaje się bowiem tak: Wielkanoc góruje nad Bożym Narodzeniem, gdyż każdy się narodził, a nie każdy zmartwychwstał. To prawda, ale tylko z perspektywy człowieka. Z perspektywy Boga jest na odwrót. To zmartwychwstanie z jego światłem i zwycięstwem jest najoczywistsze i najłatwiejsze, choćby droga tam wiodła przez krzyż. Co innego ze staniem się człowiekiem.
To spora nowość dla Boga, który, mimo wszechwiedzy, mógł przecież odczuć pewne zaskoczenie słodyczą maryjnego mleka czy trudnością pierwszych kroków. Poczynając się i rodząc, zaczął On drogę przez całą Ewangelię aż do krzyża i zmartwychwstania. Także pomiędzy, przed pustym grobem przecież umiał Pan Jezus przenikać materię, latać i świecić, na znak odnowy świata, o czym świadczy scena Przemienienia. Łatwo zobaczyć, że stanie się człowiekiem jest bardziej przełomowe i że Wielkanoc to tego konsekwencja.
W XII wieku, gdy w Polsce dyskusja o wyższości świąt toczyła się już od trzystu niemal lat, chwilowo otarli się o nią także ludzie z zepsutego Zachodu. Tomasz z Akwinu i Duns Szkot teologicznie starli się o to, czy Boże Narodzenie miałoby miejsce, gdyby nie było grzechu? Tomasz pisał, że nie. Przecież w każdym miejscu Biblii mowa o tym, że Zbawiciel przyjdzie, by zgładzić winy. Gdyby więc ludzie nie zgrzeszyli, Bóg by się nie stał człowiekiem. Nie tylko krzyża by nie było, ale i szopki! A Duns Szkot, jak to franciszkanin, patrzy głęboko w oczy i mówi: miłość. Miłość!
Czy to naprawdę grzech stoi za największym wydarzeniem w dziejach Wszechświata? Że bez grzechu by się ono nie odbyło? Pewnie, że nie! To miłość stoi za wszystkim, powiada Szkot i cieszy się, bo to jego franciszkanie wymyślili kościelne szopki. Gdyby więc ludzie nie zgrzeszyli, ale byli grzeczni, to znaczy we wszystkim żyli tak, jak im to nakazuje kuria lubelska, nie byłoby Wielkanocy! Może ostałyby się Wielki Czwartek i Wniebowstąpienie. Natomiast świętowalibyśmy nadal Boże Narodzenie, choć nie w szopce, bo drzwi w Betlejem nie byłyby już zamknięte, i spisu cezara by nie było, ani biedy, a aniołowie, być może, śpiewali by „Gloria, gloria” nad każdym rodzącym się człowiekiem.
Kończę już jednak, bo liturgiści rozniosą szopkę. Jeden z nich, prawdę mówiąc, już uciekł. Stoi nade mną z dekretami ostatniego Soboru (gruby buch) i każe mi napisać, że nie ma żadnych świąt Bożego Narodzenia, bo to musiałyby być chyba święta odwiecznego narodzenia Logosu z Ojca, [udaję tylko, że stukam i pomijam długie tłumaczenia], a to „tylko” Syn Boży bierze ludzką naturę, więc święto 25 grudnia należy nazywać Narodzeniem Pańskim!
Ludzie pytają: czemu Bóg stworzył ości w karpiu? gołoledź lub komary? Tymczasem naszą zemstą na Nim są teolodzy.