Krew za krew, Ismail Kadare

Written by:

„Krew za krew” Ismaila Kadarego to przykład książki, która cała mieści się w swoim tytule. Od pierwszego zdania wiadomo, co się wydarzy. Dlatego przy ostatnim zdaniu od razu chce się wrócić do końca, by obserwować, jak ona, on i on poruszają się po tych górach po nieuchronnych ścieżkach.

„Krew za krew” to powieść w szarym kolorze. Ale to powieść napisana z miłości. Kadare kocha Albanię, uświadamia Europie jej istnienie, otwiera jej literaturę, ale Albanię tak trudno kochać. Nawet Polska nie jest taka. Kadare dorasta w czerwonej Albanii, gdzie stare prawa krwi nie tyle zostały zniesione, ile zaprowadzono na nie państwowy monopol. Nie zaprowadzono natomiast monopolu na Kadarego. Łatwiej mordować naród, niż powstrzymać jedno pióro. Próbowali zresztą. Wysłali go do Moskwy, do Instytutu Gorkiego, gdzie nauczył się, jak nie należy pisać książek. Dlatego miast opisywać słoneczne dni partii, ciągle pada u Kadarego, jak to w albańskich górach. Tylko, czy to naprawdę problem? Pisarza, jak każdego innego, zgnieść można jak mrówkę. Ale gdy wszechwładny Enver Hoxha w końcu postanawia zgnieść Kadarego, odkrywa, że patrzy nań Europa. Wtedy akurat parzyła. Przyjaciele pisarza wywozili potajemnie jego powieści. Hoxha bał się, że mord sądowy na pisarzu rozwieje jego sny o zachodnich kredytach. Hoxha umarł, komunizm niewiele go przeżył, ale Kadare nie czekał na stypę, w 1990 roku uciekł do Paryża. Zostawił za sobą kraj stu tysięcy bunkrów, wiecznej wojny z kobietami, kraj, który kochał, kraj Kanunu. 

Jedyne, co odrywało mnie od „Krwi” to wyszukiwanie informacji o Kanunie. W 2006 r. ojciec zabił swoją córkę, ponieważ wróciła do domu trzy dni później, niż powinna i odmówiła ojcu wyjaśnienia, gdzie była. Jej żywa jeszcze siostra tłumaczy, że ojciec nie miał wyjścia. Jak wyjaśnia podróżnik po Albanii, mężczyzna to ktoś, kto ma prawo do zaszczytnego miejsca w domudo posiadania własnej broni, konia, łóżka (materaca, koca), kawy. Zarządza majątkiem, decyduje o sprzedaży i kupnie ziemi (pól, łąk, pastwisk), a także drzew, źródeł i żywego inwentarza. Może brać pożyczkę, budować dom i budynki gospodarcze, zarządzać winem i rakiją, a także karać członków rodziny. Obowiązkiem tego mężczyzny jest z kolei dbanie o interesy wszystkich członków rodziny, ich ochrona; pilnowanie zwierząt i ziemi, dostarczanie wszystkim odzienia, sędziowanie oraz kupowanie broni młodym mężczyznom. Albania sadza mężczyznę na tronie, ale przykłada mu do szyi Kanun.

Kanun to taki temat, że podziwiać trzeba Kadarego, że panuje nad nim i zajmuje się bohaterami. Kanun to żywioł. Bliżej mu do bólów porodowych, pór roku, potu, niż do paragrafów. Na Kanun nie sposób się oburzać. Jego dobro i zło jest jak dobro i zło wilka. Kanun to wilk, który udomawia człowieka szczerząc zęby. To straszne prawo chroniące przed czymś równie strasznym. Weźmy albańską wioskę z kart „Krwi za krew”. Kamienne domy z małymi oknami. W środku mama, tata, dzieci. Dziadek bajki plecie, babcia pierogi lepi, macha sąsiadce przez okno. Nagle ich wilk zasypia. Jak ogień, klątwa zajmuje dom. Mama, tata, dzieci, wszyscy są we krwi. Gonią człowieka, który biegnie przez pola z nieludzkim wrzaskiem, Pożar przemocy idzie przez wieś. Dlatego wieś woli wilka. Ale wilk to wilk.

Kadare pokazuje ucisk Kanunu na młodym mężczyźnie. Kanun zabił mu brata czyimiś rękami, więc teraz on musi użyczyć swoich rąk i zabić, a następnie pogodzić się z tym, że i jego z kolei Kanun zabije, a potem ktoś o pomści, i tak dalej. Koło zemsty obraca się powoli, lecz stale. I ludzie jeszcze z tego żyją. Gdy się zabije w zemście, należy zapłacić podatek za krew księciu (sic! Książę – miły feudał, niemal jak Giles de Rais). Po opłacie jest miesięczny okres ochronny, po którym Kanun toczy się dalej. Sycylijczycy ze swoją wendettą, czy to z „Ojca Chrzestnego” czy z kryminałów Sciasci, wydają się harcerkami grającymi w podchody. Ganiają wokół szkoły, pod której murem stoi Kanun jak stary woźny i pali papierosy. Ten miesiąc, zanim Kanun skończy papierosa, daje Kadaremu czas na akcję powieści. Każdy pisarz wyczuje w tym literacką krew: chłopak, wyrok, nieludzki system, jeszcze tylko miłość w to rzucić i można tłumaczyć na siedemdziesiąt dwa języki.

Kadare wytrzymuje hipnotyczny wzrok Kanunu, chce napisać o innych rzeczach. Na przykład o fascynacji Kanunem, skąd postać pisarza ze stolicy. Pisarz zachwyca się, że życie albańskich górali jeszcze w XX wieku przypomina pieśni Homera. Na tym kończy się jego myśl. To mól, który w góry opanowane przez Kanun wiezie książki i młodą żonę, którą zresztą też chyba uważa za książkę, a nie żywy organizm. Recenzuje ją i poucza w sposób, w który budzi wrogość do pisarzy w ogóle. Gdy nocują w warownym albańskim domu, tłumaczy jej, że nic złego nie może ich spotkać, że gospodarze umrą za nich, o ile nie trącą palcem pokrywki garnka, w którym gotują kawę, bo wówczas urażą ich honor i wtedy gościnni górale mogą ich zamordować. Takie drobiazgi fascynują pisarza. Na tego pisarczyka i na jego żonę, już na początku ubraną na czarno, Kadare spuści siłę potężniejszą niż Kanun – przypadkowość życia.

Przypadkowość to może największy temat literatury, bo to wielki temat życia. Kobieta czeka na pociąg i na mężczyznę, z którym odjedzie. Nagle puszcza jej oczko w rajstopach. Ma jeszcze chwilę, więc biegnie się przebrać i oczywiście nie zdąża. W tym oczku, które puściło się na Śląsku przed dziesiątkami lat jest sporo osób, coraz więcej, między innymi ja. Słabsza nić powstrzyma narodziny jednych i umożliwiła drugich. Te wyroki przypadkowych spotkań, nic nie znaczących spojrzeń – Kanun przy nich blednie. Moc truchleje. Wilk się chowa. Inaczej odpisaliby mi na mail – poszedłbym piętnaście lat temu do jezuitów. Albo tamta próba scholi gregoriańskiej w seminarium. Albo tamte popołudnie, gdy wyszedłem z mieszkania na Świętoduskiej przejść się po okolicy. Wszedłem do kawiarni, gdzie spędziłem trzydzieści sekund. Wyszedłem wiedząc, że coś się zdarzyło. Dwa miesiące nie wracałem, chorowałem ciężko w międzyczasie, gdyby to było na jesieni w 2019, to bym pomyślał, że mam Covid. Umarłem i urodziłem się. Potem wróciłem tam i napisałem książkę, z której zrezygnowałem, i jeszcze doktorat, który obroniłem. Ile sekund z tych trzydziestu zdecydowało o godzinach i dniach, o latach? Pół, ćwierć sekundy, wiem nawet które ćwierć. „Krew za krew” pokazuje moment wsiadania do dyliżansu na drodze przed górską oberżą. Kadare pokazuje potęgę losu tylko po to, by pokazać, jak los sam klęka.

Kanun, przypadek, czy los, czy Opatrzność – czym to przyćmić? Jest taka moc? Jest, wie Kadare i my wiemy. Jest. To ona sprawia, że tę książkę Kadarego da się czytać na okrągło. Kadare szykuje scenę do objawienia się tej mocy, wysyłając pisarza w góry z żoną i jednocześnie wysyłając chłopca z okupem za krew. A co to jest, ta moc? Jest ona jak sen. Mówią, że nic nie może, a zapala gwiazdy, że wszystko zwycięża, co w sumie łatwe, skoro wszystko i tak przegra, że robi poetom wycieczki po Niebie, że dzieci ratuje przed głodem, że je poczyna, że czyni wszystko nowe, ż wszystko przy niej jest cymbałem brzmiącym i brzęczącą miedzią. Jak lwica jagnię pożera ona kanuny tego świata i sam los. Powinna obchodzić zwłaszcza tych, co o niej nie myślą. Niewierzących w nią. Na sny śniących powinni zważać ciktórzy nie śnią, mówi Deleuza. Dlaczego? Bo gdy ktoś inny śpi, natychmiast pojawia się zagrożenie. Ludzkie sny są pochłaniające. Chcą nas pożreć. Jest potęga w snach. Jesteśmy ofiarami, więcej lub mniej, snów innych ludzi. Strzeż się cudzych snów! złapany w nie, jesteś bezbronny.

Tak mówił Deleuza, francuski filozof o filmach, ale co tam filmy, na mało który patrzy się tak, jak na powieść Kadarego. Małe są słowa Deleuzy, ale mówią jakoś o tym, co POKAZUJE ta wielka powieść o miłości, „Krew za krew”.

3 odpowiedzi na „Krew za krew, Ismail Kadare”

  1. Awatar Marcin
    Marcin

    Trochę ten Kanun przypomina bliskowschodnie historie prawno-zwyczajowe 😮

    Wersja mobilna zdaje się działać już w porządku!

    Polubione przez 2 ludzi

  2. Awatar PN
    PN

    Dziś wyczytałem w esejach u Kadarego, że honor można było stracić parząc kawę w nie ten sposób, a jeśli ktoś drażnił Twojego psa, mogłeś go zabić. Generalnie sprawa z psem jest kłopotliwa dla dumnych mężczyzn, no bo jednak pies to pies, a może doprowadzić do długoletniej wojny i setek ofiar, więc ta część Kanunu nie jest zbyt wysoko ceniona. Fascynujący kraj w każdym razie, ta Albania.

    Polubienie

  3. Awatar Marcin
    Marcin

    No to nie, na bliskim wschodzie raczej by się o psy nie zabijali 😀

    Polubione przez 1 osoba

Leave a Reply