Jezioro dzikich gęsi, recenzja

Written by:

”Jezioro dzikich gęsi” to film dobry w tym, co robi i w tym, od czego się powstrzymuje. Dobrze pokazuje Chiny i dobrze, że ich nie osądza. A ja tu będę osądzał to nieosądzające kino. Oceniając film jako dobry wrzuca się go zwykle do miejsca pomiędzy piątą a ósmą gwiazdką, gdzieś pomiędzy szmirami a filmami, które wszyscy lubią. Niczym nie wabi to miejsce. Dobre „Jezioro dzikich gęsi„ jest na szczęście w sensie Innym. Jest dobre tak, jak czasem określa się człowieka, a wiadomo, że dobroć jest cenniejsza niż geniusz. ”Jezioro dzikich gęsi„ pokazuje chińską prowincję, na niej policjantów, złodziei i prostytutki i ich nie ocenia, nawet policji. Każdy bohater w „Jeziorze”, nawet najgorszy, okazuje się lepszy, niż się wydawało. Przyznam, że gdy na początku filmu morderca pyta „gdzie moja żona”, to go trochę osądziłem, a potem okazało się tyle ciekawych rzeczy. Na przykład, że jest człowiekiem.

”Jezioro dzikich gęsi” jest przepiękne

W Chinach złodzieje skuterów uprawiają gospodarkę planowaną. Stąd „Jezioro dzikich gęsi” rozpoczyna zebranie w hotelu. Trochę instrukcji dotyczących nowych zabezpieczeń, trochę coachingu. No i najważniejsze – dzielenie parafii, niczym późną wiosną w kurii na Wyszyńskiego. Podzielenie ulic wielkiego miasta na rewiry podnosi przeżywalność złodziei skuterów. Mimo organizacji, zebrań cechowych i etyki zawodowej, największym wrogiem złodzieja pozostaje taki sam jak on złodziej z innej bandy. Chodzi o to, jak i w państwie, i w Kościele, i wszędzie, żeby uciec od przemocy. A przemoc i tak nastaje, jak mrok po zbiciu jedynej żarówki w podziemnym garażu. Sceny walki w „Jeziorze dzikich gęsi” są udane, zwłaszcza pod koniec. Przy tym bliżej niż do Tarantino jest im do jeziora namalowanego czerwienią na jedwabnej parasolce. Tak ogląda się strzelaninę w przeludnionej chińskiej kamienicy.

Przypowieść o skuterach i o krwi

Jezioro mówi o przemocy mądrze. Groźna jest. Boją się jej nawet mafia i policja. Dlaczego? Bo ją znają. Ktokolwiek przyjdzie na seans z przekonaniem, że szeroka dostępność do broni palnej nie wpływa na przemoc, temu „Jezioro dzikich gęsi” da do myślenia. Sprężyną akcji jest właśnie przypadek, głupota i spust, rzeczy w dyskusjach o pistolecie wiecznie pomijane. „Jezioro dzikich gęsi” nie moralizuje i nie potępia gangów, korupcji, broni czy przemocy. Istnieje ciekawsze zagadnienie – jak z zakrwawionej szmaty życia wycisnąć trochę dobra? Złodziej skuterów dostaje ku temu najlepszą możliwą pomoc – prostytutkę. Sposób, w jaki „Jezioro dzikich gęsi” mówi o prostytucji czyni zeń film chrześcijański. Złodziej i prostytutka razem próbują złożyć ofiarę, która zmyje z niego choć trochę krwi.

Parę zdań nie o „Jeziorze”, a o prostytucji w chrześcijaństwie

Ilekroć chrześcijaństwo kwitło, jak starożytności, prostytutki miały wśród świętych dobrą prasę. Tym, którzy spędzali życie na pustyni występek ich i występek ich klientów wyglądał na dziecinną zabawę. Nikł wobec grzechów władców tego świata – pychy, pogardy i tego, co zabiło Boga – przemocy. Najwięksi ojcowie pustyni powtarzali takie przypowieści: wychodzi upadła kobieta od klienta i widzi na ulicy matkę opłakjującą swe dziecko, które zabrała zaraza i wzruszona modli się, nie dla mnie grzesznej, ale dla łez tej matki, wskrześ to dziecko, Chryste Boże! Chrystus, rzecz jasna, nie daje się dwa razy prosić. To z apoftegmatów, z kolektywnej mądrości pierwotnego Kościoła. Odwrotnie jest w epokach upadku i odstępstwa. Co mówili ojcowie czy co pisał o najmniej obciążającym przykazaniu Tomasz z Akwinu idzie w niepamięć. Seks staje się jedyna obsesją moralistów i prostytutka wszystkich gorszy. Jej grzech daje lepszym władzę, by nią gardzić, a nawet, by ją pobić. Władcy tego świata mogą zaś w spokoju oddawać się swym podłościom. „Jezioro dzikich gęsi„ z tego punktu widzenia to film tak chrześcijański, tak ludzki, że nawet Ich, tych władców, mafiozów, policjantów i kilentów dziewczyn z nad jeziora pokazuje jako żywe stworzenia, zdolne do bólu i bojące się śmierci. Jakby Matka Najświętsza go nakręciła z Dzieciątkiem na ramieniu – w tym filmie nie ma pogardy dla nikogo.

„Jezioro dzikich gęsi” i wielkie pytanie

Co jeszcze robi jezioro, poza przypomnieniem ABC Ewangelii? Maluje Chiny płynną kreską. Są sceny jak teatr cieni, są odbicia chmur w jeziorze. A jednocześnie przypomina zachodnie filmy noir, o zaukach w deszczu, nocnych śledztwach. A przy bawi śmiechem niewymuszonym. Czemu u nas nie kręci się takich filmów?

Wielkie pytanie odbite w „Jeziorze dzikich gęsi”

Z drugiej strony: Jak może powstać dobry film w komunistycznym państwie, które aktualnie tępi Ujgurów? Przemknęło mi to przez głowę. Cały naród ginie, a robić film o osobistej tragedii złodzieja skuterów? To jest chrześcijańskie? A gdzie protest? Przecież partia komunistyczna zgodziła się na ten film. Nie zrobiłaby tego, gdyby obnażał jej przemoc. A jednak dla stawiającego takie pytania też nie ma usprawiedliwienia. Rację ma Pismo, gdy mówi, że nie może się człowiek wymówić od winy. Peter Singer, znany etyk, ma u nas złą sławę, ale proponuje dobry eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że codziennie w drodze do pracy mijasz jezioro. Pewnego ranka widzisz, jak topi się u brzegu pisklę gęsi. Każdy z nas podejdzie i spróbuje wyciągnąć kulkę pierza na brzeg. Wyobraźmy sobie jednak, że pisklę topi się daleko. Albo, że dzieje się to każdego dnia. Oczywiście, Singer nie o pisklę gęsi pyta. Być może dojrzewanie polega też na dostrzeżeniu, że bliżej lub dalej od mojej drogi cały czas czyjeś ręce uderzają o taflę wody. Jest ambasada Chin w Polsce, ale ilu z nas poświęci przed nią godzinę, by chociaż pokazać, że o Ujgurach myślimy? Co nas usprawiedliwia? Chyba to, każdy jest pisklakiem we własnym jeziorze.

Czy „Jezioro” wolno oglądać antykomunistom?

Żyjący wokół „Jeziora dzikich gęsi” ludzie nie mają kiedy myśleć o Ujgurach, bo zajmuje ich ich własne życie. Co zresztą mieliby zrobić? Jak w przypowieści o Samarytaninie, pytanie jest bliższe. Co zrobią z rannym człowiekiem który dosłownie zagradza im przejście? Czy to policjant, czy złodziej skuterów, czy to prostytutka, czy to uczciwy policjant, czy nieuczciwy, czy uczciwy złodziej, czy nie, czy w końcu czuła prostytutka, czy zobojętniała, wszyscy oni mają problemy bardziej podstawowe niż ustrój państwowy. Nie jest to więc film o walce o wolność, z takich, jakiego swego czasu kręcono w Polsce. „Jezioro dzikich gęsi”, nawet w tytule na wskroś chińskie, wybiera temat bardziej podstawowy.

W „Jeziorze dzikich gęsi” jednak odbijają się Chiny

Mimo ogólnoludzkiego przesłania, film ten społeczeństwa chińskiego nie oszczędza. Ilekroć pokazana jest w nim tamtejsza skłonność do robienia rzeczy wspólnie, obraca się ona w groteskę albo w klapę. Policjanci – oto chaotyczna praca zespołowa. Chodzenie kupą i jednostkowe decydowanie. W filmie są trzy zebrania i wszystkie kończą się jako własna parodia, zebranie złodziei, zebranie policjantów, zebranie w fabryce, po którym komunistyczny kapitalista dostaje słusznie po głowie. Ależ mądry film, myślałem sobie, oglądając go, świadom kultury, w której powstał, a mówiący o niej bez szyderstw. Jest w nim też jedna nieprzetłumaczona kwestia. Nie było w napisach tego, czym główny bohater tłumaczyŁ swoją motywację. Nie wiem, czy było to zamierzone, ale przypomniało mi, ile z musiałem z tego filmu przegapić, bo pochodzę nie stamtąd, a z Europy.

Co „Jezioro dzikich gęsi” mówi o chińskich zupkach?

Film ujawnia i zakrywa tajemnice Chin. Tytułowe jezioro służy obchodzeniu wszechmocnego przecież prawa. Gdy wypłynie się na jego wody, można korzystać z przychylności pań. Policja na to przymyka oko. Jedna z moich piosenek, Rasputin Boney M gra podczas nocnej dyskoteki na targu, gdzie tajniacy z policji tańczą synchronicznIe. A jak mocna jest scena jedzenia makaronu! Zupka chińska może być symbolem życia. Skoro może być krzyż, czyli szubienica, to tym bardziej zupka. Dobry film kończy się tragicznie, a jakże, ale jest to spokojna tragedia. Odbywa się w pokoju, na ile możliwe w strasznym świecie, w którym ludzie po kryjomu, pod stołem ubogiego baru przekazali sobie troszkę dobra. „Jezioro dzikich gęsi” wiele rzeczy czyni dobrze i powstrzymuje się od osądzania. To jedyna słabość tego filmu. Kino, które zyskuje największe uznanie to bowiem takie, które włazi z butami w duszę i mówi: „chciej tego, o, tego, tego właśnie pragnij!”. Albo: „oto prawda o twojej ojczyźnie!” I tak dalej. Kino, które wszyscy lubią to kino grające na namiętnościach. Z takich zaś kłamstw nawet jedna plamka nie unosi się na falach „Jeziora”. 

 

PS

Oto „pisklaki” Ujgurów. Zdjęcia z Wikipedii. Czasem można chociaż pamiętać.

3 odpowiedzi na „Jezioro dzikich gęsi, recenzja”

  1. Awatar Marcin
    Marcin

    Dzięki za wrzutkę o Ujgurach! Nowa to dla mnie, choć niestety niezaskakująca, sprawa. Będę o nich też pamiętać mijając rondo Wolnego Tybetu 😮

    Polubienie

  2. Awatar PN
    PN

    Przepraszam, że dopiero dziś, okazuje się, że są dobre artykuły na Wiki o Ujgurach: https://en.m.wikipedia.org/wiki/Xinjiang_re-education_camps https://en.m.wikipedia.org/wiki/Cultural_genocide_of_Uyghurs

    Polubienie

  3. Awatar Kino „Bajka” – Wiadomo, blog!
    Kino „Bajka” – Wiadomo, blog!

    […] w „Bajce” filmy polecone przez przyjaciół, jak obejrzane na moment przed zamknięciem kin „Jezioro dzikich gęsi”. Albo ”Tenet”, na którym wysiedziałem chyba tylko dlatego, że ekran był […]

    Polubienie

Leave a Reply