Barking up the wrong tree, Eric Barker

Written by:

Tytuł tego poradnika sukcesu gra w słowa z nazwiskiem autora. „Barking up…” napisał Barker. To tak, jakby u nas Eryk Szczekacz napisał „Oszczekując nie to drzewo”.

Eric Barker pisał scenariusze dla Hollywood, a teraz jest jednym ze tych autorów książek o sukcesie, którego ludzie na portalach z książkami oceniają wyżej, niż Szekspira, Marka Twaina, a nawet ks. Piotra Glasa. Co prawda, do osiągnieć nie może jeszcze dodać tłumaczenia na Polski, ale to pewnie właśnie się zmienia.

Eric Barker zauważa, że czasem kot jest, a czasem kota nie ma na oszczekiwanym drzewie. To drzewo to rada, jaką wszyscy dają. Nie zawsze takie rady są z sensem.

Jeszcze idzie po Polsce echo takiej porady: „czas w domu wykorzystajcie na nadrobienie rozmów z bliskimi!”

Pewnie, coś w tym jest. Ale ma to drugą stronę. Zwłaszcza trudne tematy, jakich w rodzinie nie brakuje, pięknie wyjdą w czasie ogólnoświatowej plagi, paniki i stresu! A relacje rozwijają się wtedy, gdy ludzie nie są do nich zmuszeni.

Taką dwuznaczną radą zajmuje się w swej książce Barker. To rada, jaką naprawdę wszyscy w Ameryce dają, od Prezydenta skończywszy na żebraku: osiągniesz sukces, jeśli naprawdę się postarasz!

Wiarę, która za nią stoi nazywa się chyba „Amerykańskim snem”.

Barker podważa tę wiarę na dwa sposoby.

Po pierwsze, nie samo nasze staranie, ale nasze talenty, dom, nawet klimat grają swoją rolę. Cała droga życiowa człowieka prowadzi go do sukcesu. O szczęściu decyduje też szczęście.

Po drugie, cena sukcesu może być wysoka. Sukces może doprowadzić do bankructwa na innym polu. Prastara bajka przedstawia to tak, że jeśli diabeł orze dla ciebie pole, szykuj mu w ramach zapłaty duszę.

Oba te bluźnierstwa z dreszczem czytają Amerykanie u Barkera. On co prawda ich uspokaja, że warto pracować nad sobą, starać się, ale jednak dodaje te swoje wątpliwości i to czyni jego książkę wyjątkową. Tym bardziej, że nagromadził na potwierdzenie tych dwu oczywistości całą masę naukowych argumentów.

Na pierwszych stronach „Barking up…” jest to pokazane chyba najlepiej. Barker opowiada historię o facecie, który brał udział w wyścigu kolarskim przez Amerykę. Morderczy wyścig, a on tak się zaparł, że ukończył go na długo przed wszystkimi. Nie był lepiej zbudowany, nie był u szczytu kariery. Nie wiemy, czy choćby kartkował poradniki. To, co wiemy, to że się zaprał i wygrał. Tylko teen zwycięzca dostał rozstroju psychicznego, członkowie jego ekipy chowali się przed nim, bo wydawało im się, że chce mordować ludzi. Tak to diabeł mu rower popychał.

Sukces ma cenę.

Z tym, że czasem płaci się za sukces dziwną walutą. Barker wymienia wielu ludzi, którym w zdobyciu pieniędzy i sławy pomogły ich własne słabości.

Weźmy boga fortepianu, Glenna Goulda. Jak on nie grał nikt. Aniołowie budzili z drzemki Bacha w niebie, by posłuchał, jak go ten Kanadyjczyk wykonuje. Przy tym gwizdał na nagraniach, w lecie nosił rękawiczki i palta, rozmawiał tylko przez telefon, grał tylko czternaście cali nad podłogą i nie było negocjacji. Gdyby Glenn Gould spożył swe siły na walkę z własnym dziwactwem, świat miałby jednego dziwaka mniej, tylko, czy aniołowie mieliby po co budzić Bacha?

Na szczęście, rodzina Goulda rozumiała to. Rozumiało to też jego ulubione krzesełko, i pozwalało mu wozić się ze sobą na koncerty. Tata mu je zrobił i starczyło do końca. Gould siadał na nim i grał jak szalony. Pracował całe dnie, jak uczą poradniki. Robił więc też rzeczy, jakie doradza mądrość ludowa, skrystalizowana w poradnikach, ale nie wszystkie.

Właśnie, mądrość ludu zebrana w poradnikach! Nie jest tak, że w tych książkach to autorzy prowadzą czytelnika, przeciwnie. Ich zadaniem jest potwierdzić intuicje, które czytelnik już ma, potwierdzić mu to, co wszyscy wiedzą. To, co wszyscy wiedzą bywa zaś zawodne. Bywa na pokaz i na poklask.

Wracając pod oszczekiwane drzewo. Pisarz, filozof, kołcz, kaznodzieja, wszystkie te rasy wyczuwają, w którą stronę ma ochotę szczekać sfora. Dlatego książki o sukcesie, o poprawie życia, wszystkie są podobne do siebie. Dlatego Barker dał w tytule to drzewo.

By odejść na chwilę od drzewa, by popatrzeć, czy jest na nim ten cały zając/kot.

2 odpowiedzi na „Barking up the wrong tree, Eric Barker”

  1. Awatar Marcin
    Marcin

    Blog tego autora też daje radę (https://www.bakadesuyo.com/) – żeby było zabawnie, to jego nazwa po japońsku znaczy „jestem głupkiem”, a w brzmieniu „baka” też zdaje się nawiązywać do tego, jak po japońsku czyta się nazwisko Barker, więc alternatywne znaczenie to „jestem Barker”. Taka tam śmiesznostka – widać już po tytule książki, że autor lubi bawić się ze słowami w ten sposób:p

    Polubienie

  2. Awatar PN
    PN

    Tak, blog jest fajny! Miałem o nim więcej napisać w recenzji, ale mi wyleciało.

    Polubienie

Leave a Reply