Kartki znalezione na ambonie [2] Co robi kazanie?

Spada z ambony jak moralny odpowiednik cukierków. Dorosły mówi do dzieci. Coś z tego jest w każdym kazaniu. To nauczanie, które zstępuje z góry, nawet, gdy słuchają dorośli. Stefa zadziera główkę, by zobaczyć Franciszka, ale już wie, Kogo wyżej nie widać, a od Kogo pochodzą przykazania. Ksiądz jest ustami Boga. Czasem kaznodzieja to ukrywa i mówi na początku, że jestem tu, by się od was uczyć i cokolwiek powiem, powiem to najpierw do siebie. Franciszek nie ukrywał się za taką zasłoną. Miał jasny cel. Chciał, by dzieci były w porządku. By nie poszły do piekła. Dzieci były świeżo po II wojnie światowej, wiedziały już co nieco o piekle, więc głośno za nim powtarzały. 

/Nie kradnij, nie porządaj żony bliźniego swego, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest!/ 

Reguły te mocowane są w tym, co niewidzialne. Gość w piórach z początku mógłby toczyć dysputy z ks. Franciszkiem co do definicji tej Niewidzialności. Antropolodzy zostawiają te szczegóły fachowcom od teologii, czasem uśmiechając się przy tym do siebie, bo antropologia nie jest pewna co do Niewidzialności tej istnienia. Przy tym oni właśnie, badacze człowieka, pierwsi przyznają, że wiara to dla homo sapiens bardzo mocne mocowanie.

Antropolodzy pod amboną

Jako pierwszego przywołajmy Robina Dunbara. Uważa on, że mówienie i słuchanie kazań jest możliwe dzięki teorii umysłu i to rozwiniętej. Ile kto tej teorii ma, to psychologia ewolucyjna mierzy poziomami intencjonalności. Pierwsze poziomy są spotykane nawet u zwierząt. Kruk widząc drugiego kruka, lecącego z serem w dziobie, może zastanowić się nad jego motywem. Może leci schować ser? To drugi poziom intencjonalności. Trzeci poziom jest, gdy kruk lecący z serem zastanawia się, co myśli ten, który mu się przygląda. To tłumaczy, że ptak potrafi upozorować ukrycie sera, by zmylić ewentualnych złodziei. Brak jednak dowodów na to, że trzeci kruk potrafiłby domyśleć się gry, jaka zachodzi między tymi dwoma i wiedzę każdego z nich wziąć pod uwagę przy swoich planach, a to byłby czwarty stopień intencjonalności. Jeśli nawet krukom to się zdarza, to i tak jest gatunek na tym Bożym świecie, któremu przychodzi to łatwiej. 

Wróćmy do kościoła w Wiśle. Dziewczynka wie, że rodzice zgadzają się z księdzem, że Pan Bóg nie lubi kradzieży. Dziewczynka potrafi wejść w buty wszystkich tym faktem zainteresowanych, rodziców, księdza, Pana Boga, komunistów, a nawet siebie w przyszłości, To, co z trudem przychodzi mądremu krukowi, chwyta w mig śląska panienka sprzed bierzmowania. To ona jest z gatunku słynącego z teorii umysłu. Gatunek ten rozumie intencjonalność w stopniu sięgającym Bytów, których nie da się dotknąć, ale w które można uwierzyć.

O tej właściwości wiary mówi także Noah Harrari. Podaje przykład z wyspą ludzi i szympansów. Kto zapanuje nad wyspą? Człowiek, czy szympans? Najbliższy kuzyn jest o niebo silniejszy. Ale z każdym kolejnym dodanym człowiekiem i szympansem siła topnieje wobec współpracy. Małpy zorganizują się najwyżej w kręgu znajomych z iskania. Ludzie zaś to ludzie. Jeden wskakuje na kamień i roztacza przed innymi wizję, w którą można i w którą warto uwierzyć – wizję wyspy, gdzie ludzie rządzą nad małpami. Szympansy, które spędziły życie w ciasnych klatkach cyrków i laboratoriów wiedzą coś o tym. 

Ktoś powie, że taka wizja wiary jest niereligijna. Gdzie w niej Bóg? Małpy księdzu biegają po ogrodzie Eden! Sama to antropologia, goła ewolucja. Rzeczywiście, Dunbar i Harrari uznają religię za wytwór wyróżniający człowieka, ale wytwór jedynie natury. Dla wierzących jest to zaś wytwór Boga, cud. Godzenie tych dwu poziomów nie idzie jednak dla wierzącego dużo dalej, niż uznanie, że człowiek ma duszę nieśmiertelną, a zarazem, że mózg mu służy do myślenia. Swoją drogą, w obie te właściwości nie zawsze nawet u siebie chce się wierzyć.