Nim nadejdzie lato, Erich Maria Remarque

Człowieka, który polecił mi tę książkę, spotkałem na pierwszej jej stronie. Auto wyścigowe sunie przez zasypane Alpy, tankując po drodze koniak, myślę sobie, to on! Z tym, że Clerfayt, bohater tej książki, był w obozie jenieckim, a mój przyjaciel jest w zakonie.

Gdyby ta książka była tylko o tym, że chłop po czterdziestce lubi wyścigówki i alkohol, to nie byłoby o czym pisać.

Niebo nie ma faworytów, to tytuł, który nadał książce autor. Skąd polski, też niezły, nie wiem. Remarque znany jest z książki „Na Zachodzie bez zmian”. Zapamiętałem z tej słynnej antywojennej powieści ulgę, z jaką niemieccy żołnierze załatwiali się na letniej łące, z dala od bomb i to, że chłopców z miast odwiedzały w okopach chude dziewczyny, a wiejskiego piekarza dziewczyna jak dzieża ciasta. Oczywiście, tylko w snach.

Za „Na Zachodzie bez zmian” naziści, wrogowie wszystkiego, o czym warto myśleć, zamordowali siostrę Remarque’a.

Mój przyjaciel, od szybkich aut, koniaku i habitu, powiedział mi, że każde zdanie prozy Remarque’a jest idealne. Autorowi istotnie udało się wytworzyć takie wrażenie. Wrażenie tego, że są tam żywi ludzie, jest jeszcze bardziej ostre.

Podoba mi się ostrzeżenie przed zabawą w Boga, jakie formułuje dla siebie samego Clerfayt.

Clerfayt zauważa człowieka, który chce zarobić kilka groszy na, powiedzmy, cmentarnych kwiatach. Powstrzymuje się jednak przed przeszkodzeniem w niesmacznym czynie.

Rozumiem Clerfayta.

To zasada cywilizacji, którą niszczą zawsze Hitlery i Staliny jako pierwszą. Zasada, że Bóg jest pokorny i wstrzemięźliwy. Robert Stiller świetnie to wyraził: Zachodnie poczucie kultury osobistej i społecznej wymaga, aby nikogo nie strofować, nie pouczać z góry nawet w wypadku, gdy byłoby to obiektywnie uzasadnione przez sytuację lub nierówną pozycję dwóch stron. Stiller rozwija swą myśl i zauważa, że jeśli już koniecznie trzeba napomnieć, to trzeba zatrzeć wrażenie nierówności i dopiero próbować, bardzo delikatnie, a totalitaryzmy stawiały to na głowie, wiążąc dobro i zło z walką o dominację między ludźmi.

Widać to w grach politycznych w Polsce. Potknięcia stron są okazją do uzyskania przewagi, zasady dobra i zła zmieniają się w maczetę.

Słychać to w zakrystiach od Bugu po Odrę, a nieraz niesie się aż za plebanię. Szef gniecie wikarych, ministrantów czy babcie. Dlatego o. Bocheński mawiał, że przemienili się Polacy w sowietów.

„Nim nadejdzie lato” daje do myślenia. Nie dziwi mnie też, że podobało się teologowi, jakim jest mój przyjaciel, co mi tę prozę polecił.

Bóg schodzący z gór, w skulony gabinecie z rentgenem i jadący w nieznane w zimowym kabriolecie. Jest kilka lat po wojnie i nie powinno Go być w sanatorium, gdzie ludzie mrą z raka i z nudów, a czarny dym krematorium dla zmarłych przypomina krematoria dla żywych, które w Europie dopiero co wygasły. Bóg pojawia się w tej książce w sposób niespodziewany, przychodzi i odchodzi, kiedy chce.

Remarque dużo polega na tym, co sobie pomyślisz o tych wejściach i wyjściach jego bohaterów, ludzi czy Boga. Napisał książkę dawno, ale jak czytasz, znów pisze ją na twoje potrzeby. Co myślała ta kobieta, gdy to powiedziała? Gdy popatrzyła na Clerfayta, albo na Wolkowa?

Czuję, że nie zrozumiem tego za żadnym czytaniem tej książki, ile razy do niej wrócę, nie będę wiedział na pewno.