Pogromca Wilków, Christoph Ransmayr, Martin Pollac

Książkę wybrałem jak uczeń technikum lekturę na polski. Była najchudsza z całej białej serii wydawnictwa Czarne. Miała dobry tytuł. No i zaczyna się od stada we krwi. Gdy po godzinie skończyłem ją czytać, pomyślałem, że jestem z zakrwawionego stada. Czytając, jak niemieccy pisarze piszą o polskich wilkach przesiedlających ukraińskie owce, myślałem o rachunkach mojego stada, ze stolicą w Niezwyciężonej i ich stada, ze stolicą w Berlinie.

Nie będę urywał, że mi chodzą te rzeczy po głowie, choć pilnuję, by nikogo nie ukąsiły.

Środowa Europa ma mnóstwo stad. W pierwszej opowieści są Bieszczady, więc Bojkowie, Łemkowie, Żydzi, Ukraińcy i moje stado białoczerwone. A może nie moje? Jedyny Piotr Niewiadomski, jakiego zna literatura, to Hucuł z prozy Wittina. A może te wszystkie nagie owce środkowej Europy, słowiańskie, germańskie, semickie, niektóre z wilczymi epizodami, są z jednego stada?

Ta owcza metafora jest myląca. W kroczeniu za Hitlerem było coś z owczego szukania bezpieczeństwa w stadzie. W sprzeciwie zaś było coś z wilczej drogi po wertepach. Dobro i zło nie ma trafnych symboli. Na pewno jest bajka w Bieszczadach, gdzie to z wilkiem trzymamy, a krzywo patrzymy na owce.

Więc nie jest Pogromca wilków żadnym rewizjonizmem, nie odbierają nam Szczecina, ani nawet Cisnej nie wciskają Ukrainie. Autorzy, mimo drażniących akcentów, nie fałszują opowieści antypolskim uprzedzeniem.

Tak mi się wydaje przynajmniej.

Miło nam brzmi niemiecka wina w niemieckich ustach, ale ta książka podpowiedziała mi, że chodzi nie tylko o to, by żałowali i poniżali w ten sposób siebie. Ani nawet nie to, by dostrzegli naszą krzywdę. Chodzi o też o to, by odzyskali człowieczeństwo. Odzyskali je nie w sobie, bo są ludźmi, ale w naszej wyobraźni o Niemcach.

To tłumaczy całą drugą opowieść o Schimku, z którego siostra Niemka i kilku polskich duchownych chciało zrobić bohatera, co nie chciał Polaków zabijać.

Być może pisarzami języka niemieckiego, tropiącymi w Polsce wilczych i owczych śladów kieruje podobny instynkt. Zrozummy sąsiadów jako ludzi. Bez pod i bez nad, a więc ze skłonnościami podobnymi, jak w naszym stadzie.

Książka ta jest cenna jednak nie przez stada owiec, ani nie przez rozważania nad wilczymi tropami, cenna jest przez to, że pokazuje ludzi, którzy nawet będąc z jednej krwi, z jednej komórki jajowej, potrafią się odróżnić. Nie zawsze się jej to udaje, ja też jako czytelnik tego nie ułatwiałem. Bo jak wszyscy tutaj, śnię sny zakrwawionego stada.

Ale w książce tytułowy pogromca wilków robi coś więcej.

Przypominam sobie go i to niepowtarzalne uczucie, gdy na papierze i w głowie nagle dostrzegasz pojedyncze stworzenie i drżysz zrozumieniem, że ono żyje, i cierpi, i szaleje, i śni! Jak ty.