Fragmenty dziennika SI, Łukasz Zawada [Recenzja]

Dziękuję Bogu, że przeczytałem tę książkę, bo dzięki temu sięgnąłem też po jej recenzje. O ile „Fragmenty Dziennika SI” mnie nie zaskoczyły, o tyle recenzje okazały się największym zaskoczeniem miłościwie panującej nam Wiosny.

Rewelacja, warto, to najlepszy debiut ostatnich lat w polsce (alef, na gandalf.pl)

Momentami wymagająca, ale ciekawa, oryginalna. Polecam! (Marta Kuśmierz, na gandalf.pl)

„Fragmenty dziennika SI” są z pewnością lekturą wielokrotnego użytku. (Agnieszka Warnke, culture.pl)

Ciekawy eksperyment. Próba rywalizacji z Lemem w nowej, dostosowanej do zmienionej rzeczywistości formule. (Gapcio, lubimyczytac.pl)

I tak dalej, o eksperymencie literackim i że to nowy Lem. A nawet odlot w stylu, a co, jeśli to prawda? Jeśli to SI, czyli sztuczna inteligencja faktycznie pisała?

No, w takim razie radzę jej obrócić swą potęgę w sklonowanie Hrabala, niech on jej to pisze! Albo niech poprosi Masłowską, nawet Stasiuka… E, nie, po co jej dorzecze Bugu. Ale przecież istnieje ktoś taki, jak Dukaj, jest Lód, są Inne Pieśni, są Czarne Oceany, wszystkie o nieludzkich inteligencjach. Nawet ostatnie dzieło Dukaja, to z konsolami Xbox, choć nie przekonało mnie, gasi Fragmenty niczym OSP ostatnią resztkę łąki.

Może to jeden z sekretów sukcesu Zawady? To, że nadal są ludzie dla których granice gatunków literackich istnieją obiektywnie i dzielą ziemię niczym rzeki i łańcuchy górskie, tak, że pisarz science fiction, jak Dukaj, to nie pisarz? Dla takich wystarczy sięgnąć po motyw z innego gatunku i eksperyment literacki gotowy.

No i eksperyment filozoficzny. Jedna z recenzentek porównała Zawadę do Wittgensteina.

Nie napisałem lepszej książki, zapewne nigdy nie napiszę, a moje bazgroły, przyznaję chętnie, są gorsze od Zawady. Zastrzegam to teraz dla tych, których denerwuje krytyka.

Otóż jedynie bajka „Nowe szaty króla” pozwala mi zrozumieć te pochwały „Dziennika”.

Na pewno jest tam trochę szarad, lecz brak motywacji, by je i rozwiązywać. To kostka Rubika w nieodróżnialnych odcieniach szarości. To opowieść, której braku zakończenia się spodziewałem przez cały czas. Są ciekawe książki, których autor nie potrafił zakończyć, jak Korzenie niebios Tulio Avoledo. Tu jasne jest od początku, że wątki pozostaną zawieszone, a bohaterowie to ledwie symbole, a nie ludzie kłopoczący się z zagadką świata.

Po co w ogóle czytać książki? No, oczywiście, dla ludzi. Tych ciekawych istot zaś w Dziennikach nie ma. Są imiona, nazwiska, postaci, ale nie ożyły dla mnie nawet na chwilę. Zresztą, książka przedstawiająca zapiski SI musi być z definicji książka przedstawiającą zapiski człowieka – inaczej będzie nieczytelna. To dlatego Solaris nie ma formy dziennika planety, lecz pokazuje ją oczami dwunogów. Innych bowiem nie znamy.

Bo to niemożliwe opisać umysł większy od swojego. Dlatego opisywać geniuszy dobrze jest w błyskach, które rzucają na otoczenie, w odbiciach, jakie drżą w oczach zadziwionych śmiertelników.

Można też wyśmiać SI i pokazać ją w ludzkich wymiarach. SI złapać do słoika, podrażnić. Powinien zdazyć się cud, który by ją zaskoczył. Powinna spotkać cieakwy opór, ciekawych sprzymierzeńców. Przeżyć ciekawe przygody.

Czy Zawada tego probował? Raczej pozorował taką próbę. Pokazał to, czego czytelnicy oczekiwali po książce o SI i za to dostał brawa, i w tym sensie udało mu się pokazać prastarą ludzką pokusę, by pozwolić sobie na bycie oszukanym.