Rorate coeli

Written by:

Najsensowniejszy czas, jaki spędziłem w seminarium, to było śpiewanie.

Refektarz (tam się jadało jadło), wykłady, konferencje, spacery, jeśli dziś mi się czasem śnią, to jako koszmar. Ale co innego, gdy w śnie śpiewam w seminaryjnym kościele, najlepiej chorał. Po takim śnie, jak smaczne jest wstanie!

Nawet, gdy trzeba iść w zimne i ciemne, by odprawiać roraty.

To były właśnie zimowe, ciemne, ciche świty, gdy pokochałem Rorate. Kościół seminaryjny budził się po medytacji. Ksiądz od scholi wchodził z siebie, by nas obudzić, machał bordowym śpiewnikiem, rzucał czasem anegdotę, a nawet cytował sobór o roli chorału,  słowem wygłupiał się, a zarazem brał swą robotę na poważnie, wierzył w jej sens i był w stanie wciągnąć nas, lunatyków, na ścieżkę rorat.

Gdy ryczałem razem z innymi to, co skomponowano dla aniołów, przypominałem sobie jednego. Jasną siostrę od śpiewu, o oczach jak Rorate coeli, co z pasją tłumaczyła klerykom, że chorał trzeba śpiewać jakby pierwszy raz spisywało się Ewangelię, nie tylko powietrzem, ale ciałem, twarzą, oczami.

Jeśli kiedyś w styczniu na stacji benzynowej, albo w jakąś lipcową noc w całodobowym supermarkecie spotkałeś gościa nucącego adwentowe Rorate coeli desuper, to mogłem być ja. Nie ręczę jednak, bo utwór mógł niejednego opętać, a nawet liturgistę z KUL skusić do naruszenia roku liturgicznego.

Naturalnym środowiskiem Rorate, czyli najwspanialszego refrenu i sześciu zwrotek, jakie zna chorał, jest adwent i adwentowe msze poranne. Msze roratnie, na które tradycyjnie usiłujemy co roku zwabić młodzież jeszcze niewybierzmowaną i przedkomunijne dzieci. Msze, o których godzinie i o których niewyspaniu zaczynasz myśleć na długo przed adwentem. Msze, na których za rzadko ją śpiewamy. Mroczne msze o świetle, o tęsknocie i o Maryi. O Tej, do której Największa z Tajemnic mówiła Mamo.

Msze adwentowe, przez anioły od dwunatego wieku rozpoczynane wyłącznie od Rorate (no, może czasem od pokrewnej antyfony).

Rorate coeli, desuper, et numbes pluant justum.

Znaczy to dosłownie to, o czym śpiewają wszystkie adwentowe pieśni z rosą, obłokami, niwami ziemskimi, chmurami wylewającymi ludzkie Zbawienie.

Znaczy to tyle, ile wyciągnięta po coś ręka, albo słowo daj. 

Mężczyzna, bądź, w co bardziej wierzę, kobieta, która dała światu to światło dźwięków, to Rorate coeli, powinna zostać patronem ludzi żyjących z ambony. Swoje dzieło utkała z prorockich i psalmowych fragmentów, czyli z materiału, z jakiego powinno być utkane najlepsze kazanie. 

Nasi sławni bibliści powiedzą słusznie, że nie ma co płakać za tym tłumaczeniem, za tą pełną błędów Wulgatą. Ważne fragmenty Izajasza zostały tam źle przetłumaczone. Dziś wiadomo, że werset Ześlij Baranka Panie, Władcę Ziemi, jest  pobożnym nadużyciem tłumacza, nadinterpretacją z gatunku tych, którymi żyło średniowiecze. Podobnie prawie każdy jeden wers z Rorate.

Nawet w pierwszym wydaniu Tysiąclatki jest lepszy przekład, nie mówiąc o nowszych, ani o setce komentarzy. 

Ale. 

Ale są jeszcze te czarne punkty pod tekstem, neumy, to poprzednie stadium ewolucji powszechnie znanych nut. Jeszcze są te czarne punkty, ta wąska ścieżka dla głosu.

Rorate, śpiew przezroczysty i mocny, śpiew pragnienia. Wychodzisz potem z niego jak z kościoła, rozglądasz się i już wiesz, że wokół to nie miasto, nie tłumy ludzi i światło sklepów, tylko pustynia, że cały świat to ta ciemna godzina przed świtem.

Idziesz do pracy ze śpiewania rorat i wiesz, że wieczność się skończyła, czas wybuchł milionem zegarków, co wszystko obracają w proch.

Rorate – melodia wrodzonego braku, śpiew obiecanej pełni. 

Pieśń budząca kamienie.

Zamiast domyślać się jej kształtu z tych tu liter, lepiej usłyszeć. Najlepiej żywe. A jeśli Bóg da, to zaśpiewać. By jasnym się okazało, że autorka Rorate świeci na wieki wysoko nad wszystkimi kaznodziejami.

Bo z Księgi wzięła Słowo i dała Mu ludzki głos.

Litera bowiem zabija, duch zaś ożywia, a Rorate śpiewa, że kiedyś wszyscy obrócimy się w Światło. 

Leave a Reply